środa, 17 grudnia 2014

Środowa "Niedziela dla włosów" - moc stylizacji!

W niedzielę nie miałam weny na cackanie się z włosami, natomiast dzisiejszy rezultat wszelkich poczynionych wokół nich działań tak mi się spodobał, że postanowiłam go Wam pokazać. 

Tematem przewodnim jest stylizacja, do której pokornie powróciłam kilka dni temu. Wyglądowo jest w porządku, ale na powrót muszę się nauczyć wymierzenia odpowiedniej ilości produktu. Pianka nieco skleja mi przednie kosmyki i mam wrażenie, że lekko obciąża. Co ciekawe pojawiają się trudności z jej odgnieceniem.


Podcięcie włosów: - 2 cm.
Jednak znowu schodzę z cieniowania. Zatęskniłam za gęstymi końcami :D

Olejowanie: rano na skalp na 1,5h  nałożyłam olej Bringraj w celu odżywienia cebulek (mam zamiar stosować go regularnie). Nie spowodował wzmożonego wypadania, a wręcz przeciwnie, straciłam tylko kilkanaście włosów, które są moją dolną granicą wypadania.

Długość wysmarowałam oliwką Babydream dla mam i przespałam z nią całą noc.

Mycie: szampon Joanna Naturia z siarką i bursztynem.

Odżywianie: w ruch poszły proteiny pod postacią Balsamu Romantic z olejem makadamia i keratyną. Odżywkę zmyłam po 5 minutach.

Stylizacja: pianka Nivea Volume. To mój faworyt wśród pianek.

Po odwinięciu włosów z ręcznika, przeczesałam przód grzebieniem i wisząc głową w dół wgniotłam "garść" pianki we włosy. Ugniatanie trwało kilkanaście sekund, do momentu aż pianka zniknęła mi z dłoni.





Uwielbiam u siebie efekt takich grubych fal. W końcu warstwy odrosły na tyle, by włosy mogły się układać same z siebie tak, jak na powyższym zdjęciu. 
Co miesiąc podcinam końce, więc długość praktycznie stoi w miejscu ;)






Jak tam Wasza pielęgnacja? Macie jakieś kosmetyczne hity wśród produktów do stylizacji?

piątek, 5 grudnia 2014

Nie odżywka a magiczna mikstura. Dr.Bio Balsam do włosów farbowanych

Nie tak całkiem dawno przywędrowały do mnie dwa rosyjskie balsamy o kuszących składach. Dr.Bio był strzałem w ciemno, bo nie spotkałam się dotąd z wieloma recenzjami produktów do włosów tej marki. Przy zakupie zdałam się na skład, analizując potencjalne działanie poszczególnych składników. Spodobał mi się źeń-szeń, trawa cytrynowa kojarząca się z nadawaniem blasku, tajemniczy eukaliptus i oczywiście olej arganowy, jako emolient zawsze w cenie ;) 

O kosmetykach Dr.Bio nie jest głośno, co może wkrótce się zmieni, bo pędzę z recenzją magicznego balsamu, który tworzy na moich włosach cuda nad cudami.




Dr.Bio Balsam do włosów farbowanych (klik).
Producent zapewnia efekt 7 w 1:
  •  utrwala kolor
  • wygładza włosy na całej długości
  • wzmacnia włosy na  całej długości
  • regeneruje strukturę włosów
  • ułatwia układanie
  • zapobiega łamliwości
  • nadaje blask włosom osłabionym, matowym

Moje włosy są całkowicie naturalne, więc nie będę oceniać balsamu pod kątem utrwalania koloru. Raczej wątpię by kosmetyk miał na to wpływ. Osobiście nigdy nie kieruję się opisem na opakowaniu, tylko skrupulatnie badam skład, ustosunkowując go do moich preferencji. Takim sposobem zainwestowane w balsam pieniądze okazały się strzałem w 10. Dobre przeczucie mnie nie zmyliło :) Ale do rzeczy.


Skład:
Aqua, Argania Spinosa Kernel Oil(olej arganowy), Eucalyptus Globulus Leaf Oil (olej eukaliptusowy), Cymbopogon Citratus Essential Oil (olej z trawy cytrynowej), Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Cetyl Ether, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Panax Ginseng Root Extract (ekstrakt żeń-szenia), Ficus Carica (Fig) Fruit Extract (ekstrakt z figi), Tocopheryl Acetate, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.(*) składniki organiczne






Moja opinia:

Moje włosy nie są proste w obsłudze. Toczę z nimi ciągłą walkę o wygładzenie i zapobieganie puszenia (moi regularni czytelnicy zapewne kojarzą posty, w których wylewam gorzkie żale o niepokorności mojej czupryny ;). Zwykle muszę się nieźle nagimnastykować, by włosy wyglądały tak jak powinny, będąc tak zdrowe, jak są w rzeczywistości. Gdy pierwszy raz użyłam balsamu Dr.Bio przeżyłam niemałe zaskoczenie. Na początek organoleptyczne, gdyż w dotyku były jedwabiste i czułam na ramionach to utęsknione dociążenie. Kolejne były doznania wizualne. Och, tutaj nie mogłam się wprost oderwać od lustra! Blask, blask... ten blask! Kosmyki pięknie odbijały światło i błyszczały się dużo bardziej niż zwykle (czyżby faktycznie była to sprawka trawy cytrynowej? :D). Pokolenie nowych włosów, które lubi odstawać pięknie zlało się z resztą czupryny - całość była bardzo wygładzona i zdyscyplinowana. Żeby było jeszcze piękniej, skręt się podbił na tyle, że niektóre kosmyki zakręciły się w rulony.


Konsystencja jest rzadka i lejąca, nie należy do moich ulubionych. Kosmetyk szybko znika na włosach, ale wystarczy niewielka ilość, by zadziałał.

Balsam przetestowałam w pielęgnacji ubogiej (mycie szamponem bez dodatkowego odżywiania/olejowania) i bogatej (odżywianie/olejowanie przed myciem). W każdym przypadku spisuje się rewelacyjnie. Mogę nawet rzec, że solo dalej najlepsze rezultaty. Zdecydowanie ten produkt ląduje na listę moich cudeniek :)


Cena: ok 16 zł w sklepach z rosyjskimi kosmetykami.


Miałyście styczność z kosmetykami Dr.Bio?