środa, 31 lipca 2013

Włosy w lipcu

Rozpisywać się o lipcowej pielęgnacji nie będę, bo postawiłam na dietę proteinową, a o niej będzie w podsumowaniu akcji "Proteiny". Ale żeby nie było tak "sucho", że zarzucam samymi zdjęciami, napiszę pokrótce jak "cudowałam" z moimi falami przez ten miesiąc.

8 lipca podcięłam końcówki o 2,5 cm i po zdjęciach widzę, że niemal odrosły do poprzedniej długości. W trzy tygodnie! Wprawdzie zaczęłam atakować przyrost olejkiem Vatika ( nie tak namiętnie jakbym tego chciała, ale staram się trzymać systemu wcierania co drugi dzień na 2h), jednak winę zrzucam na słońce - tak, ono także sprawia, że włosy szybciej rosną :)

I jestem takim "hardkorem", że śmigam całe lato w rozpuszczonych... :P








Przez lipiec praktykowałam pielęgnację na bogato w formie OMO (olej/odżywka - mycie - odżywianie). Włosy myję codziennie i codziennie, a raczej co noc lądował na nich olej (wymiennie: kokosowy, arganowy Green Pharmacy, migdałowy i oliwka Babydream Fur Mama, a w skalp Vatika kokosowa). Kilka razy w tygodniu na ten olej nakładałam miks odżywek i masek i zmywałam wszystko szamponem. Potem odżywianie maską lub odżywką na 5-7 minut. Na sam koniec Fruity Passion jako odżywka bez spłukiwania i rzadziej stylizacja.

Szampony:
  • Czekoladowy Evoco - chyba już nie do kupienia, ale skład ma niemal identyczny jak szampon czekoladowy Bingo).
  •  Isana z 7 ziołami - strasznie podrażnił mnie ten szampon, właściwie kupiłam go do zmywania olei ze skalpu, ale gdy skończył mi się Evoco jakoś nie po drodze mi było do Auchana po Malwę aloesową - właściwie nigdzie indziej nie mogę kupić tego szamponu, nawet w Leclercu już go nie ma)

Maski, odżywki po myciu:
  • Bingo z glinką ghassoul - lekka maska, ale o dziwo ładnie dociąża moje włosy i nadaje im fajnej objętości).
  • Isana z bawełną - na początku moje włosy jej nie polubiły, miałam wrażenie, że nic z nimi nie robi i jest tak lekka, że zmuszona byłam dodawać do niej oleju, ale po jakiś sześciu aplikacjach zaczęła spisywać się naprawdę świetnie.
  • Scandic Line Organic Banana Mask oraz Bingo ze spiruliną i keratyną w ramach karmienia włosów proteinami: klik!
  • Fructis Fruity Passion - nakładany po każdym myciu jako odżywka bez spłukiwania. Pisałam o niej tutaj: klik!
Stylizacja:
  • Pianka Nivea Volume
  • Pianka Isana Locken (wersja z prostowłosą panią na opakowaniu)
  • Żel Bielenda z odżywką

sobota, 27 lipca 2013

Delikatny szampon - dlaczego warto nim myć włosy?

Na początku drogi ku pięknym i zdrowym włosom warto sięgnąć po delikatny szampon. Delikatny, czyli jaki? W ogólnym rozumieniu - z łagodnymi detergentami, w szerszym także bez podrażniających konserwantów i z solą (Sodium Chloride) możliwie jak najdalej w składzie (sól może podrażniać wrażliwe skalpy). Dobrze, gdyby taki szampon nie zawierał substancji powłokotwórczych (nie potrzeba dodatkowego oblepienia, bo włos i tak nie będzie obdarty ze wszystkiego, jak przy myciu silnymi detergentami).

Delikatnego szamponu najlepiej szukać wśród szamponów dziecięcych lub produktów 2w1, czyli szampon + płyn do kąpieli (Babydream, Hipp, Dulgon). Jednak większość kosmetyków myjących dla dzieci posiada silne detergenty (m.in. Garnier Kids, Bobini, Bambino, Johnson's Baby, Nivea Baby), co moim zdaniem jest jednym wielkim nieporozumieniem. Kosmetyk, który ma umyć delikatną skórę dziecka, tym bardziej niemowlęcia nie powinien opierać się na silnych środkach myjących, które powodują przesuszenie. A wysoko uplasowana sól podrażnienie skóry. Warto więc najpierw sprawdzić skład szamponu dla dzieci niż sugerować się przekonaniem, że skoro dla dzieci to na pewno jest delikatny.

Łagodne detergenty sprawią, że włosy po umyciu nie będą wysuszone, co za tym idzie, dzięki systematycznemu stosowaniu będą robić się gładsze, bardziej nawilżone (nie oczyścimy włosów do cna, co nie znaczy, że nie będą umyte). Przede wszystkim zyska na tym skóra głowy - nie będzie przesuszona, dozna ukojenia i być może ograniczy wydzielanie sebum. Myjąc włosy delikatnym szamponem szybciej je wypielęgnujemy i na pewno szybciej zauważymy efekty pielęgnacji.

Należy pamiętać, że pierwsze podejście do delikatnego szamponu wcale nie musi być udane. Dla włosów i skóry przyzwyczajonych do silnych detergentów może być to "szok" i potrzeba trochę czasu, aby się przestawiły. Po pierwsze włosy podczas mycia mogą się bardzo plątać - problem ten rozwiąże nałożona po myciu odżywka. Po drugie skóra głowy początkowo może się bardziej przetłuszczać - może być to wina delikatnych środków myjących jak i niedomycia skóry spowodowanego niewłaściwą techniką mycia. Po trzecie delikatny szampon nie zmyje ciężkich silikonów, więc jeśli takich używamy, to co jakiś czas powinniśmy oczyszczać włosy silniejszym myjadłem.

Taki szampon możemy stosować podczas każdego mycia zupełnie odstawiając szampony z silnymi detergentami. Wszystko zależy od tego, jak nasze włosy i skóra głowy się z nim polubią. Jeśli włosy będą się robić oklapłe i obciążone to znak, że potrzebują silniejszego oczyszczenia. Można więc oczyszczać włosy wedle potrzeb co kilka dni, raz na tydzień, co dwa tygodnie/miesiąc ect.

piątek, 26 lipca 2013

Łopianowa seria Herbal Care

Seria Herbal Care to całkowita nowość w moich włosowych (kosmetycznych) zbiorach. Nigdy wcześniej jeszcze nie testowałam żadnego z tych produktów, ze względu na słabą dostępność (w mojej okolicy nie ma żadnych porządnych drogerii, jedynie Rossmann na Rossmanie, a tam tych kosmetyków niestety nie ma).



Zawsze kusiły mnie szampony - wszystkie! I wszystkie spotkałam w Leclercu w towarzystwie 3 rodzajów odżywek do włosów w sprayu. Zdecydowałam się na wersje z łopianem, bo moja skóra głowy wprost go uwielbia. 

Szampon łopianowy Herbal Care testuję od tygodnia i chyba będzie moim KWC (Kosmetyk Wszech Czasów). Zobaczymy po skończeniu całej butelki, ale wywarł na mnie pozytywne wrażenie już po pierwszych użyciach. Zmagałam się z podrażnioną skórą głowy po szamponie Isany i miałam nadzieję, że łopianowy Herbal Care to podrażnienie złagodzi (po odstawieniu Isany). Tak też się stało! A w raz z kolejnymi użyciami podrażnienie wcale nie wraca! Na pewno napiszę o nim osobną recenzję.

Odżywkę do włosów w sprayu - Normalizującą będę stosować jako wcierkę. Obecnie czeka na swoją kolej.
Na pierwszym miejscu w składzie ma alkohol denat., w związku z czym zupełnie nie nadaje się do stosowania na całą długość włosów - wysuszy aż miło. Za to za wcierkę posłuży idealnie, dzięki zawartym ekstraktom z łopianu, białej wierzby, pokrzywy i szałwii. Zawiera także siarkę oraz cynk i nie jest zakonserwowana hydantoiną (DMDM - Hydantoin), za co mój skalp będzie jej na pewno bardzo wdzięczny - uniknę podrażnienia.
Cena odżywki jest bardzo atrakcyjna. Akurat trafiłam na promocję i zapłaciłam za nią tylko 5 zł, co tym bardziej mnie skusiło, bo odżywka ma aż 200 ml i poręczny kształt butelki. Pamiętam jak męczyłam się z "wielką" butlą psikacza z Green Pharmacy, nie miałam go nawet do czego przelać. Tej buteleczki po zużyciu na pewno nie wyrzucę.

Szkoda, że pozostałe dwie odżywki mają parafinę już na drugim czy trzecim miejscu w składzie - to je wyklucza ze stosowania w formie wcierki do skóry głowy.

niedziela, 21 lipca 2013

Moje sposoby na gładką skórę

Często słyszę, że mam bardzo gładką i delikatną skórę. Tym bardziej mnie to cieszy, bo znam prawdę - uwielbiam balsamy do ciała, ale zupełnie nie chce mi się ich używać :P Co więcej, potrafię kilkanaście razy w ciągu dnia porządnie myć dłonie i ani razu nie użyć kremu do rąk, a skóra tam jest cudownie gładka, bez uczucia ściągnięcia i pieczenia. Osiągnęłam trwałe nawilżenie, które nie wymaga codziennego aplikowania dodatkowych nawilżaczy. 
Dzięki kilku sposobom moja skóra nie traci nawilżenia i nie wołała o balsam po prysznicu czy kąpieli.


1. Myję ciało łagodnymi produktami do mycia
Nie użyłam określenia  "żel pod prysznic", bo ciało można myć każdym kosmetykiem przeznaczonym do oczyszczania - szamponem, płynem do kąpieli, żelem do twarzy, płynem do higieny intymnej - ważne, aby były środki myjące, w tym przypadku te delikatne. Czyli w składzie nie powinno być takich detergentów: Sodium Laureth Sulfate, Ammonium Laureth Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate, Sodium Coco Sulfate.
Łagodne myjadło nie wysuszy nam skóry, co u mnie nagminnie ma miejsce przy stosowaniu czegoś z powyższymi silnymi detergentami.
Moim ulubionym delikatnym myjadłem jest Balsam do Kąpieli Babydream Fur Mama (do kupienia w Rossmanie, cena ok. 10 zł za 500 ml).

2. Piję olej lniany/z wiesiołka (nierafinowany) lub siemię lniane
Zdaję sobie sprawę, że picie oleju to dla niektórych już abstrakcja ;) Sama przyznaję, że ambrozja toto nie jest. Już nawet nie chodzi o połykanie czegoś o olejowej konsystencji, ale smak oleju lnianego potrafi przyprawić o odruch zwrotny, jeśli szybko się czymś nie popije. Osobiście jestem w stanie wypić tylko jedną łyżkę sowicie popitą szklanką płynu. Już samo patrzenie na drugą łyżkę powoduje u mnie ciarki :P
To zdecydowanie wersja dla twardzieli ;D 
Pamiętajcie, że oleje te po podgrzaniu tracą swoje właściwości, dlatego trzeba je spożywać  na zimno!
Dobrą opcją zamienną jest picie siemienia lnianego, najlepiej tego niemielonego (takie jest nieodtłuszczone z dobroczynnych kwasów tłuszczowych, o które nam chodzi). Niemielone siemię możemy sami zmielić młynkiem i wypijać powstałego po zalaniu ciepłą wodą "gluta" lub pić całe ziarenka (najlepiej rozgryzając je, bo te w całości tylko przez nas "przelecą"). Siemię lniane w smaku przypomina orzechy i jest naprawdę smaczne. Co więcej, możemy dodawać je niemal do wszystkiego - sałatek, jogurtu, zup, owsianki.
Mój sposób na podkręcenie smaku siemienia to dodanie do niego niecałej łyżeczki kisielu. Zalewam wszystko gorącą wodą, dokładnie mieszam i odstawiam do wystygnięcia. Powstaje mi kisiel z ziarenkami, a jego gęstość zależy od ilości użytej wody i ziarenek. Zwykle daję dwie łyżki siemienia + 3/4 łyżeczki kisielu i dopełniam wodą do połowy kubka.

Systematyczne spożywanie oleju lnianego/z wiesiołka lub siemienia lnianego za względu na dużą zawartość już wspomnianych przeze mnie Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych - Omega 3 i 6 - poprawi nawilżenie naszej skóry, zwiększy jej elastyczność oraz wzmocni włosy i paznokcie. Kwasy te wykazują działanie zatrzymujące wodę w głębokich warstwach naskórka i skóry właściwej, co wpływa na zabezpieczanie naskórka przed odwodnieniem, przesuszeniem i pękaniem. Stąd mowa o trwałym nawilżeniu skóry od wewnątrz i poprawie jej elastyczności.

Jeśli nie chcecie pić oleju możecie łykać go w kapsułkach.


A Wy jakie macie sposoby na gładką skórę? :)

czwartek, 18 lipca 2013

Dlaczego warto nauczyć się czytania składów kosmetyków

Moja pielęgnacja włosów i ciała stała się w pełni świadoma dopiero, gdy nauczyłam się czytać składy kosmetyków. Na początku nie jest łatwo zapamiętać wszystkie nazwy, zwłaszcza te chemiczne, ale z czasem, gdy poznajemy coraz więcej składników i ćwiczymy naukę przy każdorazowej wizycie w drogerii jest coraz łatwiej. Umiejętność czytania składów ma same plusy i powinna posiadać ją każda kobieta.
Dlaczego?

1. Nie dajemy się nabrać na obietnice producenta
Odkąd wiem "co w składzie piszczy" zupełnie przestałam zwracać uwagę na opisy producenta zamieszczone na etykietach. Dosłownie. Gdy biorę jakiś kosmetyk do ręki od razu zerkam na skład i jeśli choć jeden składnik mi się nie spodoba, bo wiem, że mi szkodzi, odkładam produkt na półkę.
Wielokrotnie też spotkałam się z tym, że producent określa swój produkt do mycia jako łagodny/z łagodnymi środkami myjącymi, a tak naprawdę zawiera on silny detergent (SLES). Czyli zostajemy oszukani, bo nie znając się na składach, zawierzamy temu, jak został opisany kosmetyk.
Kolejny przykład to "wywalanie" na opakowaniu informacji o zawartości drogocennych składników (np. oleju arganowego), gdy w rzeczywistości w kosmetyku jest jego znikoma ilość (nasza skóra/włosy prawie go nie odczują), bo w składzie jest na samym końcu. Ten producencki chwyt "lubię" najbardziej...

2. Oszczędzamy pieniądze
Nie znając składu często tak naprawdę płacimy za markę a nie za produkt, zwłaszcza, gdy są to marki znane i traktowane jako lepsze, ekskluzywne. Możecie mi wierzyć, że kosmetyk, za który musicie zapłacić nawet 50-100 zł może mieć bardzo "cienki" skład. Wysoka cena wcale nie musi być wyznacznikiem jakości. Natomiast zupełnie niepozorny produkt (choćby rodzimej produkcji), o którym nie trąbią w reklamach może zachwycać składem i niską ceną. Dlatego warto wiedzieć, co tak naprawdę kupujemy i czy cena, jaką musimy za kosmetyk zapłacić jest adekwatna do jakości.

3. Poznajemy, co służy bądź szkodzi naszej skórze i włosom
Na pierwszy ogień wezmę substancje powłokotwórcze - silikony, parafina, trójglicerydy i polyquaterium. Jak sama nazwa wskazuje są to substancje, które zostawiają na naszej skórze/włosach warstwę, która daje odczucie gładkości, a włosy chroni przed uszkodzeniami mechanicznymi (jak ocieranie o ubranie). Jednak poważną wadą tych filmfolmerów jest zapychanie skóry do tego skłonnej. Zatem, jeśli stosujemy np. krem z silikonami, parafiną czy trójglicerydami i nie służy nam właśnie ze względu na zapychanie, to inny krem z tymi składnikami podziała na naszą skórę tak samo. Sprawdzając skład kremu, czy jest wolny od tych filmfolmerów znacznie ograniczamy ryzyko zapchania i nie musimy się obawiać, że wyrzucimy pieniądze w błoto za kosmetyk, którego nie będziemy używać.
Ucząc się czytania składów poznajemy działanie różnych ekstraktów, olejów, maseł, nawilżaczy, kwasów a ich stężenie w kosmetyku daje duże szanse, że będzie działał tak, jak tego od niego oczekujemy. Na przykład, jeśli nasza skóra lubi się z aloesem to mamy pewność, że nie zrobi nam krzywdy. Natomiast w odwrotnym przypadku powinniśmy tego składnika unikać, bo może nas podrażnić nawet w małym stężeniu.

4. Umiemy rozpoznać niedobre składniki
Można do nich zaliczyć alkohol denat., który wysusza, konserwanty mogące podrażniać, jak DMDM-Hydantoin, parafina, silikony i trójglicerydy, które zapychają skórę.

5. Dajemy skórze i włosom to, czego naprawdę potrzebują
Ładny skład kosmetyku, pełen ekstraktów roślinnych, olejków, wyciągów owocowych będzie prawdziwie odżywiał naszą skórę i włosy, a nie tylko je maskował i dawał złudne wrażenie nawilżenia, jak kosmetyki wypełnione praktycznie samymi silikonami. Patrząc na skład wiemy jak dużo/mało dobroci się w nim znajduje i wybieramy taki kosmetyk, który ma ich na tyle dużo, aby mogły rzeczywiście zadziałać.

Mam nadzieję, że mój post zmotywuje do patrzenia na skład tych z Was, którzy dalej kupują kosmetyk, kierując się marką i opisami na opakowaniu ;)

wtorek, 16 lipca 2013

JAK PRZYSPIESZYĆ WZROST WŁOSÓW: Suplementacja - mój hit

Odkąd zapuszczam włosy suplementacja to stały element mojej wewnętrznej kuracji. Zwykle prowadzę ją przez 3 lub 4 miesiące, bo dopiero przy dłuższym stosowaniu widać najlepsze rezultaty. Ja dużo pozytywów zauważam już w ciągu pierwszego miesiąca i właśnie dlatego nie jestem w stanie zrezygnować z suplementów, chociaż zdrowo się odżywiam ;)
Decydując się na suplementację w celu wzmocnienia i przyspieszenia porostu włosów trzeba pamiętać, że w pierwszej kolejności organizm uzupełnia braki, a dopiero to, co zostanie dociera do włosów, skóry i paznokci. Dlatego warto wybierać takie zestawy, które mają porządne dawki interesujących nas elementów. Wtedy więcej dobroci ma szansę dotrzeć do włosów i skóry - ja tak to sobie tłumaczę i działam tak od ponad roku. 

Przerobiłam wiele suplementów, a także kuracji opartych na piciu drożdży, naparu z pokrzywy i odwaru ze skrzypu. Po nich widziałam najlepsze rezultat, jeśli chodzi o włosy i skórę.
Drożdże (zawierają zestaw witamin z grupy B) już po pierwszych tygodniach wygładzają moją skórę i widocznie ją oczyszczają.  
Pokrzywa i skrzyp - czyli potężne dawki krzemu - oczyszczają organizm z toksyn, dzięki czemu skóra jest niewiarygodnie gładka, a niedoskonałości szybko znikają. Za każdym razem już po tygodniu picia tych ziół znacząco ogranicza mi się przetłuszczanie skóry głowy. U niektórych może wystąpić wysyp krostek ze względu na oczyszczanie się organizmu i jest to zupełnie normalna reakcja. Moja rada to przetrwać wysyp, ale jeśli nie jesteście w stanie go niczym opanować, wtedy oczywiście lepiej przerwać kurację.

Przy piciu pokrzywy i skrzypu trzeba robić przerwy, ja stosuję się do zasady: 3 miesiące picia i miesiąc przerwy/1 miesiąc picia i tydzień przerwy oraz uzupełniać witaminy z grupy B, bo te zioła je wypłukują. Dlatego kuracja łącząca pokrzywę/skrzyp + drożdże/kompleks witamin z grupy B jest niezbędna, a tym samym dla mnie idealna.

Czasami nie miałam możliwości zaparzenia ziół czy przygotowania drożdży (bywało, że nie mogłam nigdzie dostać tych Babuni, które się rozpuszczają), więc kuracja była przerywana. Dlatego, co jakiś czas stawiam na suplementy z tymi składnikami i kierując się zasadą "dużych dawek" najczęściej łykam:

1. Humavit N - Witaminy z grupy B
Mamy aż 400 mg drożdży piwnych i witaminy B6 oraz B3.
Cena ok. 10 zł za 250 tabletek (kuracja na ok. 6 tygodni).

2. Herbapol Drożdże z pokrzywą
Drożdże piwne (ok. 105 mg/kaps.), ziele pokrzywy (ok. 105 mg/kaps.). Łykając 4 tabletki dziennie dostarczamy organizmowi aż po 420 mg drożdży i pokrzywy.
Cena na doz.pl obecnie 14.90 zł (szybko podrożały...) za 120 tabletek (kuracja na miesiąc przy łykaniu 4 tabletek dziennie).

3. Urtix (pokrzywa)
Jedna tabletka zawiera aż 330 mg korzenia pokrzywy.
Cena ok. 9 zł za 60 tabletek (kuracja na 2 miesiące przy łykaniu 1 tabletki dziennie).

( Na 4 miejscu znalazłby się Vitapil, ale cena go skutecznie dyskredytuje...)

Wczoraj rozpoczęłam łykać cynk i witaminę A w preparacie Cynk plus A (ok. 15 zł za 100 tabletek - w tym 15 mg cynku; kuracja na 3 miesiące). Czytałam, że takie połączenie świetnie wpływa na skórę i jestem bardzo ciekawa efektów. Jeśli ten suplement sprawdzi się równie dobrze, jak moje powyżej przedstawione hity, to z pewnością do nich dołączy. Gdy zauważę jego działanie to na pewno podzielę się z Wami swoimi wrażeniami!




niedziela, 14 lipca 2013

Akcja: proteiny!

W kwietniu doświadczyłam swojego pierwszego w życiu i od razu poważnego przeproteinowania. Co to był za horror - miotła na głowie, Sahara stulecia, końcówki zrobiły się szorstkie i sztywne, zupełnie nie chciały się kręcić. Przeżyłam niemały szok, gdy moim oczom ukazał się taki widok, zwłaszcza, gdy poprzedniego dnia włosy były idealnie nawilżone, gładkie i miękkie. Co mnie tak załatwiło? Laminowanie żelatyną.

Dwa tygodnie doprowadzałam włosy do porządku, jadąc jedynie na emolientowych odżywkach. Od tamtej pory podchodziłam do protein jak pies do jeża. Sądziłam, że moje włosy się "przeżarły" proteinami i stąd takie efekty. Byłam ostrożna i karmiłam nimi włosie tylko raz w tygodniu, zazwyczaj co 4-5 dni. Co ciekawe, za każdym razem otrzymywałam efekt "wow", ale z racji tego, że myję włosy codziennie, był to efekt tylko na jeden dzień. Mimo wszystko w pamięci pozostał obraz przesuszonej szopy i zaczęłam bagatelizować zarówno efekt "wow" jak i lekko pogarszający się stan włosów. Nie, nie niszczyły się, nic z tych rzeczy, nie były tylko tak sprężyste i śliskie, a fale szybciej się rozprostowywały.

Olśniło mnie kilka dni temu, gdy po godzinnym seansie z proteinami przed myciem (zaryzykowałam!) niemal zabiły mnie lesistością, blaskiem, zerowym puchem i sprężystością oraz pięknym skrętem, który nie zniknął nawet po 4 godzinach jeżdżenia na rowerze wśród całkiem sporych podmuchów wiatru! Były gładkie cały dzień i nic a nic nie straciły na objętości. Zrozumiałam, że moje włosy kochają proteiny i za rzadko im je dostarczam. Przypomniałam sobie, jak kiedyś używałam ich niemal po każdym myciu, tylko czasami wymieniając na coś czysto emolientowego i nie borykałam się z problemem "latających" warstw, które na dodatek nie chcą się porządnie zakręcić.

Zatem robię eksperyment - przez miesiąc będę używała odżywek i masek z preteinami co drugie mycie, czasami kilka dni pod rząd i zrobię podsumowanie każdego tygodnia. Jestem ciekawa, jak włosy będą się zachowywać i czy ich stan się poprawi.



Zestaw eksperymentalny: Maska Scandic Bananowa (w składzie aminokwasy jedwabiu), Bingo ze spiruliną i keratyną, keratyna hydrolizowana

Podsumowanie za miesiąc!

środa, 10 lipca 2013

Odżywka Garnier Fructis Fruity Passion w roli produktu bez spłukiwania

Długo szukałam odpowiedniej odżywki bez spłukiwania, która okiełzna mój busz na głowie. W przypadku moich włosów niezbędne jest zostawienie na nich czegoś, co dociąży odstające pasma. Potters z ginko średnio się sprawdzał, bo zawarty w nim silikon strąkował mi włosy. Musiałam więc znaleźć coś bez substancji powłokotwórczych. Czytałam wiele pochlebnych opinii o Joannie Naturii z pokrzywą, ale znając wymagania swoich włosów, wiedziałam, że w składzie muszą znaleźć się jakieś oleje. Sięgnęłam więc po odżywkę Garnier awokado i karite, ale to jeszcze nie było to. Aż na rynku pojawiły się nowe Fructisy...

Garnier Fructis Fruity Passion - piękny skład i jeszcze piękniejszy zapach, a cena w Kauflandzie do przeżycia. Chętna na nowości kupiłam od razu dwie sztuki, ale przyznaję, że z myślą o stosowaniu jako zwykłą odżywkę spłukiwaną. Cierpiałam wtedy na deficyt odżywek emolientowych.


Skład:
aqua,cetaryl alcohol,elaeis guineensis oil/palm oil,behentrimonium chloride,niacinamide,cocos nucifera oil/coconat oil,saccharum officinarum extract/sugar cane extract,stearamidopropyl dimethylamine,chlorhexidine digluconate,limonene,camellia sinensis lat extract,linalool,cynnamyl alcohol,isopropyl alcohol,pyrus malus extract/apple fruit extract,pyridoxine hci,passiflora edulis fruit juice,bisabolol,citrid acid,citronellol,citrus medica limonum peel extract/lemon peel extract,glycerin,parfium/fragrance (fil c53825/1).

Skład na mój gust przepiękny: olej palmowy już na trzecim miejscu, niacynamid, olej kokosowy, ekstrakt z trzciny cukrowej, ekstrakt z jabłka, herbata chińska, sok z pasiflory, ekstrakt ze skórki z cytryny. Bez silikonów i innych filmfolmerów.

Swoją odżywkę kupiłam w Kauflandzie za 7,50 zł (i jest to jej stała cena w tym sklepie), ale Fructisy bez problemu można znaleźć w wielu drogeriach i marketach, jednak cena może sięgać nawet do 12 zł. Jak to bywa z Fructisami produkt zamknięty jest w twardej tubie o pojemności  tylko 200ml, ale konsystencja jest całkiem gęsta, więc niekoniecznie odżywka musi być mało wydajna. Pięknie pachnie jak sok owocowy, bardzo intensywnie i zapach na włosach utrzymuje się długo.

Przy pierwszym teście tak bardzo urzekł mnie jej zapach, że musiała wylądować na włosach także po myciu. Byłam ciekawa, co zobaczę po wyschnięciu - w końcu 2 oleje w składzie narobiły mi nadziei. Już w czasie schnięcia widziałam, że nabierają niesamowitej objętości i są bardzo miękkie. A po wyschnięciu zbierałam szczękę z podłogi. Idealnie dociążone, wygładzone, nawilżone, jedwabiste w dotyku, błyszczące, mięsiste, puszyste, ale nie spuszone, zdefiniowane fale i ta objętość! Mam dużo włosów, ale po Fruity Passion kardynalnie przegięły z objętością <3 Wiedziałam, że to zasługa Fructisa, bo jeszcze nigdy po niczym nie osiągnęłam takich włosów.
Byłam tak zachwycona efektem, że postanowiłam używać tej odżywki po każdym myciu w konfiguracji ze wszystkimi produktami, które służą moim włosom i  ani razu nie były obciążone, zawsze wychodziły mięsiste o wspaniałej objętości. Odżywki używam po każdym myciu od prawie pół roku i nie wyobrażam sobie bez niej życia.

Kilka miesięcy temu podzieliłam się moimi wrażeniami na ulubionym wątku "włosowym" na Wizażu i nieskromnie powiem, że byłam tam pierwszą, która zaczęła używać Fruity Passion jako odżywki bez spłukiwania ;) Niektóre dziewczyny wypróbowały ją na sobie i także były bardzo zadowolone z uzyskanych efektów.





poniedziałek, 8 lipca 2013

Aktualizacja włosów: maj - czerwiec 2013

Po feralnym cięciu u fryzjera pod koniec kwietnia musiałam skrócić włosy o 4 cm, więc w pielęgnacji głównie skupiłam się na przyspieszeniu porostu. Chciałam, by włosy jak najszybciej odrosły do dawnej długości. Prawie się udało - w dwa miesiące podrosły o 3cm. Trochę się zawiodłam, ale szczerze przyznaję, że poza olejkiem Green Pharmacy ze skrzypem nie kładłam nic innego na skalp. Sam olejek lądował na skórze max. 3 razy w tygodniu. Gdybym była bardziej systematyczna, przyrost byłby zapewne większy.


Włosy na zdjęciu z czerwca są rozczesane (akurat szykowałam się do podcinania) i ułożyły się, jakby były ścięte w V, a tak nie jest. Linia boków jest krzywa, a z prawej strony brakuje włosów. Chciałam to uchwycić na zdjęciu, ale kudły bezczelnie zrobiły mi "na złość".


Plan jest taki: schodzę z cieniowania i wyrównuję wszystkie włosy do jednej długości. Czuję w kościach, że potrwa to co najmniej rok, więc wysoce prawdopodobne jest, że w pewnym momencie zarzucę regularne  podcinanie i pozwolę im swobodnie rosnąć (już tęsknię za dawną długością...).

sobota, 6 lipca 2013

Recenzja maski BingoSpa - arganowa kuracja do włosów

Arganowa kuracja do włosów... już sama nazwa przyprawia mnie o "ochy i achy". Po pierwsze dlatego, że w składzie ma olej arganowy, którego teraz bacznie wypatruję w różnych kosmetykach, nie tylko do włosów. Po drugie słowo "kuracja" od razu, jeszcze przed spojrzeniem na skład, nasunęła mi myśl, że maska będzie pełna ekstraktów roślinnych. I nie myliłam się! Trafiła mnie kosmetyczna strzała amora i ledwo mój wzrok prześlizgnął się po składzie, półlitrowy słój wylądował w koszyku.

 
Maskę kupiłam w Auchan (w końcu po latach biedy z jednym Bingaczem drożdżowym na stanie, asortyment tego supermarketu rozrósł się o niemal wszystkie pozycje masek Bingo i to w całkiem atrakcyjnych cenach). Za kurację zapłaciłam niecałe 15 zł.

Testuję ją od kilku miesięcy, więc mogę się już podzielić obiektywną opinią.


Skład: 
Niestety olej arganowy nie jest tak wysoko, bo dopiero na 6 miejscu, ale w następnej kolejności mamy aż 12 ekstraktów roślinnych: z rozmarynu, rumianku, arniki górskiej, jasnoty białej, szałwii, młodych pędów sosny zwyczajnej, rukwi wodnej, z korzenia łopianu większego, skórki cytryny, bluszczu pospolitego, kwiatów nagietka lekarskiego, kwiatów nasturcji większej. Ponadto ekstrakt z aloesu, lnu, ponownie rumianku, proteiny jedwabiu, kolagen i jogurt.  



Maska ma proteiny, ale pod sam koniec składu, więc jest ich niewiele. W takiej ilości raczej nie grozi nam przeproteinowanie.


Konsystencja jest nieco rzadsza niż innych masek tej firmy, ale nadal na tyle gęsta, że wystarczy niewiele, by dobrze pokryć włosy. Zapach nienachalny, delikatny, całkiem mi się podoba.



Działaniem mnie zachwyciła, ładnie dociążyła, a z moim pocieniowanym buszem nie jest to wcale takie proste. Krótsze kosmyki lubią "latać", podczas gdy spodnie warstwy są idealnie wygładzone. Takiego efektu nie lubię, ale po zastosowaniu Bingo całe włosy są dobrze okiełznane. Maska rozluźnia mi skręt i lekko rozprostowuje (jeśli nie użyję stylizatora), ale nie zaliczam tego jako minusa, bo lubię u siebie efekt delikatnych fal. Zazwyczaj trzymam ją na głowie 7-10 minut.


Arganowe Bingo przetestowałam na kilka sposobów:

1. Nakładałam na długość i zostawiałam na całą noc, a rano zmywałam szamponem. Włosy były podwójnie wygładzone i bardzo miękkie.
2. Moja skóra głowy je uwielbia. Taka ilość wzmacniających ekstraktów i olej arganowy świetnie wpływają na cebulki. Maski nie stosowałam jednak regularnie, więc o ewentualnym przyspieszeniu porostu nie mogę się wypowiedzieć. Na pewno nawilża skórę i wzmacnia. Nie obciąża włosów u nasady, po wysuszeniu mam super objętość.
3. Po myciu pod folię i ręcznik. Ta opcja dała porównywalne efekty do całonocnego seansu.
4. Po każdym myciu - im dłużej jej używałam, moje włosy zdawały się coraz bardziej ją lubić.

Mam nadzieję, że i Wam ta maska przypadła do gustu :)

Jantar - nowa receptura

Bursztynowa odżywka Jantar to jedna z ulubionych wcierek Włosomaniaczek. Gdy producent zdecydował się ją wycofać, dziewczyny dzielnie walczyły, aby została z nami dłużej. I została. Farmona obiecała kontynuować produkcję jeszcze przez kilka lat, ale ostatnio pojawiły się buteleczki z nową recepturą!
Po raz kolejny...

Jantar możemy spotkać z trzema różnymi składami. "Stare" wersje krążą jeszcze w drogeriach i sklepach zielarskich, nawet na doz.pl widnieje jeszcze pierwotny skład, choć przypuszczam, że w tej aptece najstarszej wersji już nie uświadczymy.

I skład:
Aqua, Propylene Glycol, Glucose, Calendula Officinalis Extract, Chamomilla Recutita Extract, Rosmarinus Officinalis Extract, Salvia Officinalis Extract, Pinus Sylvestris Extract, Arnica Montana Extract, Arctium Majus Extract, Citrus Medica Limonum Extract, Hedera Helix Extract, Tropaeolum Majus Extract, Nasturtium Officinale Extract, Amber Extract, Disodium Cystinyl Disuccinate, Panax Ginseng, Arginine, Acetyl Tyrosine, Hydrolyzed Soy Protein, Polyquaternium-11, Peg-12 Dimethicone, Calcium Pantothenate, Zinc Gluconate, Niacinamide, Ornithine Hci, Citrulline, Glucosamine HCI, Biotin, Panthenol, Polysorbate 20, Retinyl Palmitate, Tocopherol, Linoleic Acid, PABA, Triethanolamine, Carbomer, Parfum, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Methyldibomo Glutaronitrile, Dipropylene Glycol, Limonene, Linalool


II skład:
W porównaniu do poprzedniej wersji ekstrakt z rozmarynu zajął wyższe 4 miejsce, dodano ekstrakt z liści i kwiatów jasnoty białej (laminum album), ekstrakt z nagietka (calendula officinalis) spadł na pozycję w połowie składu.
Tę wersję zakonserwowano hydantoiną (DMDM-Hydantoin), której osobiście moja skóra głowy nie lubi. Hydantoina podrażnia i nie każdy skalp będzie ją tolerował. Być może dlatego pojawiło tyle nieprzychylnych opinii o Jantarze, że zamiast wzmacniać włosy i zapobiegać wypadaniu, tylko je wzmaga.





Najnowsza receptura:
Tę wersję łatwo odróżnimy od poprzednich, bo na opakowaniu widnieje napis "Nowa receptura"
W składzie pozmieniała się kolejność niektórych składników (m.in. tytułowy ekstrakt z bursztynu jest na 5 miejscu, a nie jak poprzednio w połowie składu),  pojawił się ekstrakt z żywicy kopalnej Sosny Bursztynowej (amber extract). Biotyna, witamina PP, pantotenian wapnia, ornityna są przed substancjami filmotwórczymi: poluquaternium-11 i pochodną silikonu. Ogromnym plusem jest brak hydantoiny (konserwant), która może podrażniać.






Skład się zmienił, ale wciąż jest bardzo dobry, bogaty w wartościowe ekstrakty i składniki. Oceniam go bardzo pozytywnie i na pewno wypróbuję nową wersję.

piątek, 5 lipca 2013

Początek pielęgnacji (2011) - Joico K-Pak Reconstruct (szampon i odżywka)

Gdy zaczynałam pielęgnację, nie była ona jeszcze tak świadoma, jak teraz. Nie miałam pojęcia o czytaniu składów i analizowaniu składników. Bazowałam na opiniach dotyczących działania na włosy. Dlatego, jak wyszperałam w internecie informacje o serii Joico do włosów zniszczonych, zawierających ludzką keratynę, zaczęło męczyć mnie straszne chciejstwo. Musiałam mieć te kosmetyki u siebie i koniec!
Nie miałam zniszczonych włosów (nigdy nie weszłam nawet w powierzchowny związek z prostownicą, a suszarki używałam tylko kilka razy w roku). Ba, włosy myte tylko szamponem prezentowały się całkiem nieźle (pomijając puch) i nie rozdwajały mimo podcinania w domu zwykłymi nożyczkami do papieru. Mimo wszystko, chciałam mieć włosy jak z reklamy i wierzyłam, że Joico mi w tym pomoże.

Na polskim rynku cena produktów Joico jest dosyć... zabójcza. Za szampon i odżywkę (oba miały po 500ml) zapłaciłam 150 zł. Szarpnęłam się, a to i tak dużo  mniej niż oferują salony fryzjerskie i sklepy (mój zestaw kupiłam na allegro). Ale opłaciło się - produkty okazały się szatańsko wydajne i robiły z moimi włosami cuda.



Producent zapewnia, że produkty zawierają najwyższy stopień koncentracji aktywnego składnika Quadramine Complex z ludzką keratyną, mają kompleksowe działanie odbudowujące, rewitalizujące, wzmacniające i ochronne dla zniszczonych włosów i przywracają włosom siłę oraz zdrowy i piękny wygląd.
No cóż, przetestowałam na sobie i nie mogę się nie zgodzić ;) Zaopatrzyłam się w zestaw szamponu i odżywki w opakowaniach z praktyczną pompką, dzięki której dozowanie produktu było bardzo ekonomiczne.

Skład szamponu:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamide Mea, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Peg-3 Distearate, Disodium Laureth Sulfosuccinate, Sodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cocoamphoacetate, Hydrolyzed Hair Keratin, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Keratin Pg-Propyl Methylsilanediol, Thioctic Acid, Psidium Guajava Fruit Extract, Sodium Ascorbyl Phosphate, Tocopheryl Acetate, Oenothera Biennis (Evening Primrose Oil), Aleurites Moluccana Seed Oil, Glycolipidis, Allantoin, Aloe Barbadensis Leaf Jiuce, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Benzophenone-4, Hyaluronic Acid, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Sodium Sulfate, Trisodium Sulfosuccinate, Disodium Edta, Glycerin, Cetrimonium Chloride, Citric Acid, Tricetylmonium Chloride, Trideceth-3, Trideceth-6, Laureth-3, Propoxytetramethyl Piperdinyl Dimeticone,Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Methylparaben, Parfum.

Na wstępie zaznaczę, że w tamtym okresie byłam przekonana, że szampon robi z włosami znacznie więcej niż tylko myje i oczyszcza, dlatego moje oczekiwania były dosyć wygórowane.  
Skład szamponu przerażająco długi i nie powala na kolana. Kompleks z keratyną dopiero od dziesiątego miejsca w składzie, przed nią dużo środków myjących (jest SLES, ale w towarzystwie łagodnych detergentów), witamina E, następnie kwas liponowy, z którym jeszcze w żadnym produkcie się nie spotkałam, extrakt z guawy, olej z wiesiołka, tungowiec molukański, alantoina, sok z aloesu, filtr przeciwsłoneczny, kwas hialuronowy, guar, gliceryna i na koniec konserwanty.

Taka ilość środków myjących sprawia, że szampon świetnie się pieni - wystarczą tylko 3 pompki, by utworzyć gęstą pianę, przez co szampon jest naprawdę bardzo wydajny. Zapach ma specyficzny, coś jak połączenie sfermentowanego jabłka z bananami, ale osobiście nie przywiązuję dużej wagi do zapachu myjadła, bo i tak szybko je spłukuję.
Już podczas spłukiwania włosy są jedwabiste w dotyku i zupełnie niesplątane. Nigdy nie spowodował u mnie wypadania , ba, miałam nawet wrażenie, że przy jego używaniu włosów wypada o wiele mniej. Co ciekawe, zawsze po jego użyciu włosy stawały się jakieś "inne" - lejące, aksamitne, błyszczące, nie strąkowały się i nabierały fajnej objętości. Efekt ten uzyskiwałam za każdym razem, niezależnie od użytej odżywki.



Skład odżywki:
Water, Stearamidopropyl Dimethylamine, Cetyl Alkohol, Glycol Stearate, Ceteth-2, Cetearyl Alcohol, Cetereth-20, Hydrolyzed Hair Keratin, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Keratin Pg-Propyl Methylsilanediol, Thioctic Acid, Psidium Guajava Fruit Extract, Sodium Ascorbyl Phosphate, Tocopheryl Acetate, Oenothera Biennis (Evening Primrose Oil), Aleurites Moluccana Seed Oil, Glycolipidis, Allantoin, Aloe Barbadensis Leaf Jiuce, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Benzophenone-4, Hyaluronic Acid, Cetrimonium Bromide, Disodium Edta, Peg-20 Almond Glycerides, Sodium Chloride, Myristyl Myristate, Citric Acid, Glyceryl Stearate, Parfum, Sorbic Acid, Keratin Amino Acids, Peg/Ppg-20/23 Dimethicone, Glycerin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Propylparaben

W odżywce znajdziemy substancje nawilżające, keratynę nieco wyżej (na ósmym miejscu), a w następnej kolejności składniki  takie same  jak w szamponie (pogrubione). Pod sam koniec aminokwas keratyny i pochodna silikonu.

Co do działania napiszę krótko: czuć, że działa, że wnika we włosy i naprawia uszkodzenia, uelastycznia, nadaje niesamowitej miękkości i aksamitności. Po długim używaniu zestawu szampon + odżywka doszło do tego, że w kolejnych etapach włosomaniactwa zaczęłam porównywać działanie innych produktów do efektów po Joico ("są tak jedwabiste, jak po Joico!").
Potężna dawka keratyny używanej zbyt często grozi przeproteinowaniem, o czym kiedyś nie wiedziałam i namiętnie karmiłam włosy tą odżywką niemal co mycie. Przeproteinowania nie uświadczyłam (myślę, że dzięki użytej w produkcie keratynie z ludzkiego włosa).
Nakładałam jej minimalne ilości, ale tak, aby pokryć włosy od ucha w dół. Konsystencja należy do rzadszych i wchłania się błyskawicznie, ale nie ma potrzeby dokładania produktu. Efekt: niespotykany poślizg przy spłukiwaniu, rozczesywanie jak po maśle i ten aksamit w dotyku po wysuszeniu. 
Gdyby nie ta cena, odżywka Joico K-Pak Reconstruct miałaby stałe miejsce w moim kosmetycznym zbiorze.

Długi związek z tym zestawem sprawił, że w końcu osiągnęłam śliskie i dociążone włosy. Ich kondycja znacznie się poprawiła, nie tylko wizualnie, ale także w dotyku. Stały się bardzo miękkie i gładkie, wręcz przelewały się między palcami. Teraz taki efekt osiągam po olejach i miksach, jednak wtedy dopiero zaczynałam.

czwartek, 4 lipca 2013

Falowana się wita

Włosomaniaczę od przeszło 2 lat. Nie mogę się jeszcze pochwalić kaskadą falowanego włosia do pasa, o jakim marzę i śnię, i które zapewne osiągnęłabym już rok temu, gdybym nie była aż tak niezdecydowana: pocieniowane czy niepocieniowane, na prosto czy w V... Długo nie potrafiłam zdecydować się, w której wersji ja oraz moje włosy wyglądamy najlepiej RAZEM ;)
 
Natura obdarzyła mnie całkiem niezłą burzą fal i po wielu miesiącach walki z okiełznaniem tego buszu doszłam do wniosku, że najwięcej komplementów zbieram przy cięciu "na prosto" (gęste końce, miękkie fale...). Niestety od dobrych kilku lat lubuję się (teraz wypadałoby użyć czasu przeszłego) w warstwach, które podbijają mój skręt, ale w takim cięciu włosy kapryszą aż nazbyt - jedne kręcą się zbyt mocno, inne rozprostowują. Raz po raz trafiał mnie włosomaniaczy szlag, którego efektem było łapanie za nożyczki i ciachanie. Oj, "naciachałam" się przez te 2 lata... Nadszedł czas, by z tym skończyć i postawić sobie cel, do którego konsekwentnie będę dążyć. Po to właśnie jest ten blog. Ma mnie trzymać w ryzach, ustrzec przed popełnieniem tych samych błędów, rozwijać w pielęgnacji i dać satysfakcję!

Po nieszczęśliwej wizycie u fryzjera, który miał tylko poprawić cieniowanie wyszłam z "ogonem" i wyciętą prawą stroną (gdybym mogła, podpisałabym się tutaj własną krwią, że więcej żaden fryzjer nie dotknie moich włosów). Nie należę do frakcji ogonowej, więc w ciągu dwóch miesięcy poleciało 7 cm (żal mi było ciąć więcej, a niestety, by wyrównać krzywe boki czeka mnie pozbycie się jeszcze min. pięciu). Zaczynam hodowanie włosia od nowa. Długa droga przede mną...


Przed fryzjerem (kwiecień):

 


Od razu po:



Po "opitoleniu" 4cm (2 miesiące temu):
Widać, że po prawej stronie brakuje włosów :( Brzydko się układały, bo włosy leciały do środka pleców, więc musiałam je nosić przerzucone na biust, ale niewiele to pomogło - wisiały cienkie kikuty. Włosy podrosły, więc nożyczki poszły w ruch i ubyło z długości kolejne 2,5 cm.


Niech włos będzie z Wami!