czwartek, 29 sierpnia 2013

Włosowy kryzys

No tak, dopadł mnie włosowy kryzys i była to tylko kwestia czasu. Nie napiszę, że go wyczekiwałam, o nic z tych rzeczy! Zwyczajnie wiedziałam, że przy moim wołającym o pomstę do nieba cięciu, pewnego dnia zerknę w lustro przez ramię i ujrzę kokodżambo, któremu stylizatory nie dadzą rady.

Tydzień temu pożegnałam się z kolejnymi centymetrami, dokładniej z 2,5. Końcówki ciachnięte na prosto, uradowały me serce wizualnym zagęszczeniem i nieznacznym zredukowaniem dziury z prawej strony. Było pięknie przez jeden wieczór. Następnego dnia włosy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestały dobrze się układać (rzecz jasna, na tyle dobrze, na ile tak krzywo pocieniowane włosy dadzą radę). Schodzenie z cieniowania to ciężka orka, jeśli decydujemy się pomału podcinać kilka centymetrów, zamiast ciachnąć wszystko do pierwszej warstwy. Coraz częściej kusi mnie pozbycie się co najmniej 10 cm, ale na szczęście wiem, że zapłakałabym się potem na śmierć.

Musiałam odpuścić stylizację i zaatakować włosie silikonami. Niestety, nie dość wystarczająco pacyfikuje to moje fruwajce. Pozostaje tylko atakować przyrost i podcinać, podcinać... aż będę miała się czym chwalić.





sobota, 17 sierpnia 2013

Biurowe nożyczki tak samo dobre jak fryzjerskie

Dziś będzie o podcinaniu włosów w domu. Zwykłymi nożyczkami.

Od lat moją nadworną fryzjerką jest moja mama, która tak po prawdzie nie znosi podcinać mi końcówek, ale no cóż... musi, bo jej jedynej ufam, że zetnie tyle, ile będę chciała. Chociaż czasem zdarzy jej się omsknąć o jeden centymetr za dużo, który... i tak wychodzi mi na dobre, bo skoro wiecznie schodzę z cieniowania, to wypadałoby zejść z niego szybciej niż męczyć się z nierównymi warstwami :P

Nie zliczę ile razy ciachałam swoje włosy przez ostatnie lata. Gdyby robił to fryzjer, prawdopodobnie musiałabym sprzedać własną nerkę, by mieć na to fundusze. A tak, zaoszczędziłam naprawdę dużo pieniędzy i mogłam zmieniać fryzury do woli. Sama nauczyłam się cieniowania i warstwowania i co najlepsze, zawsze uzyskiwałam efekt, o jaki mi chodziło. 

W nożyczki zainwestowałam zawrotną kwotę 4 zł - biurowe Stainlessy z długimi i cienkimi ostrzami. Zrobiłam interes życia decydując się na ich kupno, bo od dwóch lat spisują się na medal. Są ostre, tną naprawdę świetnie i nie miażdżą włosów. Widać to dobrze po końcówkach, które są gładko ucięte i nie rozdwajają się w szybkim czasie po podcięciu. 




Nie chciałam inwestować pieniędzy w specjalne nożyczki fryzjerskie, ze względu na ich wysoką cenę. Zaufałam taniutkim Stainlessom, bo od dawna jestem przekonana się, że włos można obciąż także zwykłymi nożyczkami - oczywiście, od nowości przeznaczonymi tylko do cięcia włosów! Polecam je z całego serca!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Recenzja szamponu Alterry z kofeiną

Przy okazji odgruzowywania szafki w łazience natknęłam się na porzucony szampon Alterry z kofeiną. Dość dawno porzucony, bo aż rok temu. I tak sobie stał upchnięty gdzieś w głębi, niewykorzystany do końca, aż go wyciągnęłam i sobie przypomniałam jaką masakrę zrobił moim włosom. Nie będzie to pochlebna opinia.

Szampon Alterry z kofeiną pojawił się w sprzedaży jakoś 1,5 roku temu i łasa na nowości od razu go kupiłam, chociaż wydajnością i ceną nie grzeszył. Miałam już kiedyś inny szampon Alterry i szedł jak woda (ach, te 200 mililitrowe buteleczki...), ale skusiła mnie kofeina w składzie, więc pomyślałam tylko: "biorę". 



Skład:
Aqua, Sodium Coco-Sulfate, Glycerin, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Lauryol Sarcosine, Caffeine, Xanthan Gum, Hydoxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Glucose Glutamate, Alcohol*, Coffea Arabica Bean Extract*, Panthenyl Ethyl Ether, Panthenol, Paullinia Cupana Extract*, Biotin, Parfum**, Limonene**, Linalool**.
* Surowce pochodzące z uprawy kontrolowanej biologicznie.
** Naturalne olejki eteryczne.

Silniejszy detergent SCS, gliceryna, trzy łagodniejsze środki myjące, kofeina dopiero na 7 miejscu, a zaraz za nią guar jako substancja powłokotwórcza. Dopiero pod sam koniec wartościowe składniki: kofeina z nasion arabiki, panthenol, ekstrakt z guarany i biotyna. Właściwie to cienko prezentuje się ten skład.



Myłam nim włosy codziennie, jak mam w zwyczaju. Zmywałam nim oleje, a z dnia na dzień robiło mi się coraz większe siano. Włosy były przesuszone i sztywne, w dotyku bardzo nieprzyjemne mimo że po każdym myciu używałam odżywki i serum silikonowego. Niczego nie zmieniłam w pielęgnacji, cały czas stosowałam te same produkty. Winowajcę więc upatrywałam w tym szamponie. Moja cierpliwość do niego wyczerpała się, gdy po olejowaniu olejem z awokado zamiast ujrzeć błysk, doświadczyć miękkości i gładkości moje włosy wyglądały jak rażone prądem. Nigdy nie były w dotyku tak suche i szorstkie! Ciężko mi stwierdzić, jaki składnik/składniki mogły mieć taki fatalny wpływ na moje włosy. Być może nie posłużyło im zestawienie wszystkich składników. 


wtorek, 6 sierpnia 2013

O stylizatorach, których używam

Wczoraj odpuściłam stylizację i moje upierdliwe wierzchnie warstwy postanowiły się zbuntować. Jak zdążyłam zauważyć, panujące upały ryzykują niezłym puchem, a moje włosy dodatkowo koncertowo się rozprostowały. Dzisiaj pokornie wróciłam do stylizatorów i jest to dobra okazja napisania Wam, jakich używam oraz jak stylizuję swoje włosy.



Stylizator nakładam po rozczesaniu umytych włosów. Najpierw wgniatam w kosmyki z wierzchu, skupiając się na długości od ucha w dół. W przypadku żelu to ok. łyżeczki, a pianki pół garści. Następnie, wisząc głową w dół kilka razy dociskam kosmyki do głowy - przy tej czynności podwajam ilość stylizatora. Jak widzicie, jest to bardzo proste i trwa dosłownie chwilę.


Joanna, Żel mrożący

Po wyschnięciu jest jak beton. Odgniatam, odgniatam i odgniatam, a tu końca nie widać, a raczej nie czuć! Żel długo nie chce puścić, a niekiedy "suchary" czuję cały dzień, ale za to bardzo dobrze utrwala moje fale. W połączeniu ze słabszym żelem sytuacja jest podobna, muszę się trochę namęczyć, by wszystko odgnieść.

Znalazłam na niego inny sposób i wgniatam ilość zbliżoną do groszka, czasami trochę więcej, rozcieram w dłoniach i daję tylko na wierzchnie warstwy i trochę od spodu - zależy jak machnę rękoma. A dół pomijam. Taka ilość pacyfikuje te moje fruwające kosmyki i włosy cały dzień nie tracą objętości ani nie zbijają się w kolonie.






Bielenda, Żel do włosów GRAFFITI bardzo mocny z odżywką

Mój ulubieniec! Jest słabszy niż wyżej wspomniana Joanna, ale jego stylizacyjne właściwości świetnie sprawdzają się na moich włosach. Mimo że nakładam go bardzo dużo (około łyżki) prawie wcale nie tworzą się "sucharki", nie mam więc czego odgniatać, ha!
Włosy nabierają super objętości, skręt jest zdefiniowany, a włosy są elastyczne.














Pianka Nivea Volume

Im dłuższe mam włosy tym pianka daje słabsze utrwalenie. Ale póki męczę się z cieniowaniem najważniejsze dla mnie jest okiełznanie "fruwajców" i w tym przypadku pianka spisuje się bardzo dobrze. Potrafi całkiem nieźle podbić skręt i jest bardzo przyjemna w aplikacji (taka jedwabista). Zwiększenia objętości nie zauważyłam ani razu. Ba, gdy użyję mocno emolientowej lub silikonowej maski po myciu, pianka ta potrafi mocno obciążyć mi włosy.

Dopiero, gdy nakładam niewielką ilość (pół garści) na wierzchnie warstwy, pomijając dół udaje mi się osiągnąć efekt "volume" - nie jest to raczej zasługa pianki, bo moje włosy w naturalny sposób osiągają ładną objętość niezależnie od tego, czym myję i odżywiam. 

Efekt po stylizacją ta pianką możecie zobaczyć tutaj







Pianka Isana Locken (wersja z prostowłosą panią na opakowaniu)

Dlaczego napisałam, że używam wersji z prostowłosą panią na opakowaniu? Otóż, w Rossmannach możemy spotkać się z dwoma różnymi opakowaniami i nie jest to przypadek. To stara i nowa wersja. Na opakowaniu nowej widnieje pani z kręconymi włosami, skład zaś jest zupełnie niewarty uwagi ze względu na detergent, którego nikomu nie polecałabym zostawiać na włosach. A pianką przecież mamy stylizować!

Co do efektów - podobne, jak po piance Nivei. Właściwie ciężko mi doszukać się konkretnych różnic i podobieństw. Może jedynie Isana konsystencją przypomina bardziej piankę i trzeba ją dobrze wgnieść we włosy, bo nie wsiąka tak błyskawicznie jak Nivea.

sobota, 3 sierpnia 2013

Silikony w odżywkach i maskach do włosów

Pamiętam, że swego czasu silkony były "demonizowane" za swoje oszukańcze działanie na włosach - bo maskują zniszczenia, a tak naprawdę po zmyciu wszystkiego do "gołego" włosa oczom ukazuje się naga prawda o ich rzeczywistym stanie i kondycji. Istotnie, nie ma w tym krzty kłamstwa, ale przejście na dietę bezsilikonową nie każdym włosom posłuży, a już na pewno nie tym codziennie katowanym prostownicą, lokówką czy inwazyjnymi zabiegami fryzjerskimi jak rozjaśnianie lub trwała. Ba, może nie spodobać się nawet włosom zdrowym.

Jak działa silikon? Zostawia na włosach powłoczkę, która w dotyku daje wrażenie śliskości, a wizualnie może znacznie poprawić stan włosów poprzez wygładzenie, połysk, dociążenie, ułatwienie w rozczesywaniu, w niektórych przypadkach podbicie skrętu. Wizualna i błyskawiczna poprawa to domena silikonów. Jest to swego rodzaju oszustwo, ale większość włosów bez silikonów zwyczajnie by nie przeżyło. I tutaj ukazuje się druga, dużo istotniejsza rola tych substancji - ochrona. Zasilikonowane włosy (śmiesznie to brzmi ;D) będą zabezpieczone przed uszkodzeniami mechanicznymi typu ocieranie o ubranie, przygniatanie paskiem torebki, rozdwajaniem, a także przed postępującym kruszeniem się. Niektóre z Was zapewne doświadczyły "deszczu" końcówek podczas czesania? Wytoczenie włosom ciężkiej artylerii w postaci ciężkich silikonów może zapobiec łamaniu się włosów wyżej. Jeśli macie zniszczone końcówki, a duże cięcie nie wchodzi w grę to powinnyście wejść w namiętny związek z silkonami. W przeciwnym razie włosy będą się kruszyć w nieskończoność.

Silikon w odżywce naprawdę nie jest taki straszny, jak go malują. Oczywiście ma swoje plusy i minusy, ale kluczem jest znalezienie złotego środka.

O plusach było wyżej, zatem przejdźmy do minusów:
  • obciążenie włosów
  • zbijanie się włosów w tzw. kolonie/strąki
  • szybsze przetłuszczanie, jeśli po myciu nakładamy na skórę głowy odżywkę/maskę z silikonami
  • puszenie
Nasze włosy mogą doświadczyć każdego z tych efektów w zależności od rodzaju silikonu (a jest ich kilka) oraz jego ilości w kosmetyku. Maski i odżywki z silikonami można podzielić na kilka kategorii:
  • bomby silikonowe - ich ilość znacznie przeważa nad pozostałymi składnikami - prościej pisząc, znajdziemy tam silikon na silikonie i prawie nic poza tym. Taki produkt sprawdzi się na bardzo zniszczonych włosach, ale w żaden sposób nie przyczyni się do ich regeneracji i odżywienia, dlatego nie może być traktowany jako podstawa pielęgnacji.
  • produkt naprawdę odżywczy, ale z silikonem bardzo wysoko w składzie - tutaj możemy liczyć na odżywienie i  dobre zabezpieczenie włosów, natomiast możemy się obawiać ich obciążenia i zbijania się w kolonie
  • kosmetyki z silikonami lotnymi - są to silikony odparowujące z włosa po wyschnięciu, nie musimy się więc bać obciążenia, ale na ochronę włosów nie ma co liczyć. Taki kosmetyk ułatwi nam rozczesanie włosów po myciu.
  • silikon dalej w składzie, pełniący rolę dodatku do produktu o bardzo dobrym składzie - jest to moja ulubiona kategoria ze względu na idealne wypośrodkowanie - odżywienie bez ryzyka tzw. przychlastu na głowie, a włosy będą zabezpieczone na całej długości.
Jeśli jesteście na początku drogi dbania o zdrowe i piękne włosy to nie strońcie od odżywek i masek z silikonami. Nawet zdrowy włos może szybko się rozdwajać, co, jak wiadomo oznacza cięcie, bo rozdwojonej końcówki niczym nie skleimy, a rozdwajanie z czasem będzie postępowało wyżej.
Testujcie, co lubią Wasze włosy. 
No, a testowanie to przecież sama przyjemność ;)