niedziela, 8 grudnia 2013

Eveline Bio Hyaluron 4D Pro Young Krem intensywnie nawilżający - to jest to!

Zupełnie przez przypadek... no, może nie całkiem, bo nie mogę zapominać o długim ślęczeniu w drogerii nad analizowaniem składu niemal każdego kremu do twarzy... trafiłam na naprawdę zacny specyfik. Produkt marki Eveline przyciągnął mnie do siebie bardzo ładnym składem, dodatkowo pozbawionym potencjalnych substancji zapychających mą cerę. Spojrzałam na niego tylko dlatego, że Rossmann w zeszłym roku nęcił sporą obniżką na wszystkie produkty do pielęgnacji twarzy.


Producent zmienił skład oraz konsystencję kremu. Wcześniej na jednej z pierwszych pozycji znajdowały się triglicerydy (mogące przyczynić się do zapchania porów), także m.in. olej sojowy i kilkanaście pozycji dalej olej arganowy, którego w nowej wersji nie ma, chociaż na pudełku widnieje o nim informacja. Konsystencja jest dużo lżejsza, wcześniej był to gęsty biały krem. Teraz to niemal żelowy mus.

Opis produktu:
Producent zapewnia potrójny efekt - zmatowienia, nawilżenia i rozświetlenia. Dedykowany jest skórom w każdym przedziale wiekowym od 20 do 60 lat. Posiada faktor SPF 8. W szklanym słoiczku mieści się standardowe 50 ml kremu o lekkiej, nieco żelowej konsystencji. Cena ok. 17 zł.

Działanie:
Pokochałam ten krem. Od samego początku byłam do niego optymistycznie nastawiona. Spora ilość gliceryny, mocznika, kwasu hialuronowego, masła shea i oleju migdałowego pozwoliły mi wierzyć w to "intensywne nawilżanie" wyłuszczone wielkimi literami na opakowaniu. 

Spodobała mi się szybkość wchłaniania kremu przez skórę. I to praktycznie do matu, który utrzymuje się kilka godzin (tutaj możemy mówić o zapewnianym efekcie matującym). Na skórze czuć delikatną powłoczkę (warstwa okluzyjna gliceryny, masła i oleju), ale nie jest to efekt lepkiej skóry, tylko satynowej. Bardzo dobrze współgra z filtrem i podkładem, jednak w moim przypadku niezbędne jest zastosowanie na koniec skrobi. Nie spowodował zapychania.

Nie sądziłam, że krem ten będzie tak dobrze nawilżał. Idealnie sprawdza się przy kwasach i retinoidach. Po "zrzuceniu skóry" wystarczała mi jedna aplikacja, by cera doszła do siebie i nie dokuczała uczuciem ściągnięcia. Po nocy była napięta, gładka i cały czas dobrze nawilżona.



środa, 4 grudnia 2013

Jak wysuszyłam sobie włosy na wiór

Jest płacz i zgrzytanie zębów. Pielęgnacja, która uczyniła moje włosy niskoporowatymi, czyli zdrowymi została zdetronizowana przez totalne wysuszenie. Nawet silikony nie dają rady. Nawet kilka warstw silikonów... Żaden olej, maska, nafta, stylizator. NIC nie działa. To jest kryzys mej włosomaniaczej duszy. I ból, że wkłada się całe serce w dokarmienie włosów, a i tak otrzymuje się Saharę. Przez ostatnie dni włosy wyglądały jakby nigdy na oczy nie widziały odżywki. Na dodatek były tak lekkie, że nie czułam jakbym miała coś na głowie, a sięgają do połowy pleców!

Stan włosów zaczął się pogarszać jakoś w połowie listopada. Apogeum nastąpiło tydzień temu. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia, by móc uwiecznić ten obraz nędzy i rozpaczy. 
Włosy wysychały bardzo szybko i wszystko je puszyło. Wyglądały jak strzecha siana, chociaż w dotyku były gładkie. Trzeba było poszukać winowajcy: przeproteinowanie? przenawilżenie? ziołowe płukanki? Główkowałam nad tym i 4 dni temu sięgnęłam po inny szampon, z tęsknoty, bo od miesiąca nie mieliśmy kontaktu. Stał sobie na półce trochę zapomniany. I nagle dzika lwia grzywa zmniejszyła się o ponad połowę. No dobra, nawaliłam też silikonów, dla bezpieczeństwa, żeby mi te włosy nie odpadły. Ale grunt, że podziałało i była to głównie zasługa innego szamponu.

Winowajca znaleziony: szampon wzmacniający Joanna Rzepa.



Rzeczywiście, rozpoczęłam nim mycie w listopadzie i kontynuowałam przez cały miesiąc. Nie podrażniał mojej wrażliwej skóry głowy (co zdarza się bardzo rzadko) i świetnie się pienił. Oczywiście, po kilku pierwszych użyciach byłam zachwycona, idealnie domywał, włosów wypadało mniej. Ale powinnam słuchać swojej intuicji, która, ilekroć patrzyłam na ten szampon w sklepie, mówiła: w brud detergentów, przesuszy aż miło. I alko. denat. na dokładkę. Do tej pory to mnie od niego odstraszało, ale niskoporowatość uśpiła moją czujność.

Na chwilę obecną jest już lepiej - z innym szamponem i silikonami, rzecz jasna. Poczytuję to za sukces, bo wcześniej nawet one nie dawały rady. Joanna Rzepa nie poszła do kosza, bo przyda się do zmywania oleju ze skóry głowy. Ma szatańsko pianotwórcze właściwości i raz na jakiś czas krzywdy nie zrobi.

niedziela, 1 grudnia 2013

Siemię lniane vs. olej lniany



Siemię lniane jak i olej lniany są źródłem Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych. Organizm sam ich nie wytwarza, dlatego powinniśmy je dostarczać wraz z pożywieniem. Kwasy NNKT są nie tylko niezbędna dla naszego zdrowia, ale także dla urody. To dzięki nim skóra jest nawilżona od najgłębszych warstw, do których nie docierają żadne kremy i balsamy.

Na nawilżeniu od wewnątrz bardzo mi zależy, dlatego od długiego czasu piję siemię lniane lub olej lniany. Tak, albo to albo to. Do końca nie jestem w stanie zdecydować się na jeden produkt, bo oba dają u mnie inne rezultaty. Być może wiele z Was zastanawia się, co lepiej spożywać. W tym celu postanowiłam stworzyć subiektywne porównanie tych dwóch produktów pod kątem wpływu na włosy i skórę ( i PMS ).



SIEMIĘ LNIANE
OLEJ LNIANY

PRZEŻYCIA ZE SPOŻYCIA

- konsystencja gluta

Siemię możemy przygotować na dwa sposoby: zmielić lub pić całe ziarenka „zaparzone” ciepłą wodą. Praktykuję pierwszą opcję, bo jest wygodniejsza (nie muszę rozgryzać ziarenek – niestety te wypite w całości tylko przez nas „przelecą”).

Zmielone siemię po zalaniu gorącą wodą nabiera śluzowatej konsystencji. Jej gęstość zależy od ilości siemienia i wody. Jeśli zrobimy gęstego gluta to takiego wypijemy ;). Nie brzmi zachęcająco, wiem. Pierwszy raz może być traumatyczny, zwłaszcza, że nie da się tego połknąć „na raz” i zapomnieć. Nawet porcja na pół szklanki wymaga kilku łyków.

Z tego względu całe ziarenka są dużo przyjemniejsze w spożyciu. Smakują orzechowo. Trzeba jednak pamiętać o ich rozgryzaniu. Siemię możemy więc dodać do sosów, sałatek, płatków, owsianki.

PRZEŻYCIA ZE SPOŻYCIA

- konsystencja oleju

Wlanie czystego oleju prosto do gardła… to jest dopiero hardcore. Zwłaszcza oleju, którego smak przyprawia o odruch zwrotny. Raz spróbowałam wypić dwie łyżki, jedna po drugiej i to był błąd. Do dzisiaj wzdragam się po pierwszym łyku, który ekspresowo zapijam. Byle by tylko zabić ten smak… Brrr.

Olej lniany nie traci swoich właściwości spożywany na zimno. Nie warto więc dodawać go do gorących zup czy sosów. Poza tym jego specyficzny smak może zepsuć potrawę.

EFEKTY

- włosy

Regularne picie siemienia powoduje u mnie wysyp nowych włosów, przyspiesza ich wzrost i hamuje wypadanie. Brwi bardzo szybko odrastają, a rzęsy wypadają w ilości zerowej.

- skóra

Jest gładka i nawilżona, jednak nie aż tak, jak w przypadku picia oleju. Takie miejsca jak łydki, plecy, dłonie potrzebują dodatkowego nawilżenia.

- PMS

Zauważyłam, że znacznie łagodniej przechodzę PMS pijąc siemię. Nie magazynuję wody w ilościach + 4 kg, nie mam wilczego apetytu na słodycze i co najważniejsze prawie nie odczuwam bólu menstruacyjnego, a jeśli się pojawia to szybciej przechodzi i nie jest tak intensywny.

EFEKTY

- włosy

Są bardzo nawilżone i elastyczne, najlepsze efekty widać po kilku tygodniach regularnego picia oleju. Przyrost przyspiesza, ale nie zaobserwowałam zahamowania wypadania.
Brak wpływu na brwi. Rzęsy nie wypadają.

- skóra

Niesamowicie gładka, jedwabista, elastyczna! Skóra jest tak mocno nawilżona, że nie potrzebuje żadnych balsamów i kremów (nawet wszelkie specyfiki z tego powodu dłużej się wchłaniają). Efekt odczuwalny na wszystkich częściach ciała, zwłaszcza tam, gdzie zwykle skąpiłam sobie balsamowania. Idealny sposób dla leniwców w kwestii stosowania balsamów ;)

- PMS

Brak pozytywnych efektów.
Nie rozregulowuje cyklu menstruacyjnego, w przeciwieństwie do oleju z wiesiołka.



wtorek, 26 listopada 2013

Płukanka lniana mnie zaskoczyła

Płukanka z lnu należy do nawilżających i zbiera wiele pochlebnych opinii. Mimo tego jakoś długo pomijałam ją w swojej pielęgnacji, chociaż z żelem lnianym mam mam bardzo dobre wspomnienia. W sumie to sama nie wiem, co mnie przez tyle czasu powstrzymywało. Mimo wszystko płukankę w końcu zrobiłam i efekt był zgoła inny niż oczekiwałam.



Przygotowanie:

Łyżkę ziarenek wsypałam do szklanki i zalałam wrzątkiem do pełna. Zamieszałam i odstawiłam na godzinę. Płyn przecedziłam i dopełniłam szklanką chłodnej wody.




Moje spostrzeżenia

Umyłam głowę jak zwykle, na koniec włosy spłukałam płukanką i gdy przystąpiłam do ich rozczesywania napotkałam na lekki opór ze strony splątanych kosmyków. Zdziwiłam się, że grzebień nie sunie tak gładko jak zwykle. 
Mokre włosy w dotyku były dziwne, obleczone lepką powłoką, ale to akurat jest zrozumiałe - nasiona lnu wytwarzają śluz. W związku z tym sądziłam, że płukanka zadziała podobnie jak żel lniany. Liczyłam, że włosy będą bardzo nawilżone, ciężkie i jedwabiste. W czasie schnięcia zauważyłam, że końcówki są ładnie wygładzone. Nawet trochę je pougniatałam, by wzmocnić skręt.

Włosy wyschły i nie przypominały niczego, co byłam pewna zobaczyć. Rozprostowały się, poza kilkoma krótszymi pasmami będącymi pozostałością dawnego cieniowania. Znacznie też straciły na objętości, ale były bardzo sypkie. Spektakularnego nawilżenia nie zauważyłam, dociążenia też nie. Włosy zdawały się być bardzo lekkie, nie chciały się ułożyć, a wierzchnie warstwy po kilku godzinach się spuszyły.

Było to moje pierwsze podejście, więc ciekawa jestem, czy następnym razem z innym zestawem kosmetyków efekt będzie taki sam czy jednak inny. Chociaż raczej skłaniam się ku stwierdzeniu, że płukanka z lnu nie jest dla moich włosów.


Próbowałyście tej płukanki?

poniedziałek, 25 listopada 2013

Shopping is my cardio. Zakupy!


Ostatnimi czasy moja dusza jest nieco przygnębiona, więc postanowiłam zrobić to, co kobieta zwykle robi na poprawę nastroju. Wybrałam się na małe zakupy. Zawędrowałam do Rossmanna i do second handu, do którego nie zaglądałam od miesięcy. Akurat trafiłam na wymianę całego towaru i... watahę klientów, którzy ładowali do koszyków niemal wszystko, co znajdowało się na wieszakach. Myślę sobie: ehe, nic już nie zostało. Ale kto był ten wie, że kupowanie w tego typu przybytkach opiera się na zupełnie innych zasadach niż kupowanie w zwykłych sklepach. Tak na przykład moim sztandarowym punktem jest: "przesuwać wieszak po wieszaku, bo tylko w taki sposób wynajdę coś, co pominęli inni". Takim sposobem znalazłam wciśnięty w kąt "tak bardzo mój" sweter, czarną sukienkę tubę, której już bardzo długo szukałam i pasującą do wszystkiego prostą koszulkę.



Grubaśny sweter z opadającymi ramionami w moich ulubionych kolorach (jestem wielką fanką czarnego). Widzę go w zestawieniu z czarnymi rurkami i obcisłymi spódnicami/sukienkami, choćby z tą poniżej. Sprawdzi się na nadchodzące mrozy.




Przylegająca do ciała niczym druga skóra mała czarna - tego brakowało w mojej szafie! Dokładnie za takim krojem bez rękawów chodziłam już od dawna.



Takie proste koszulki w jednolitym kolorze są moimi ulubionymi.

Zapłaciłam wcale niemało i z tego względu odłożyłam kilka innych rzeczy. Jednak konieczność zapłacenia prawie 40 zł za używany sweter bardzo szybko studzi nawet miłość od pierwszego wejrzenia. Kobieta obok wydała 400zł... Nie rozumiem idei lumpeksów. W moim mieście istnieje sieć second handów, gdzie kilogram ubrań kosztuje 120 zł. Mogę tylko tupać nogą, zgrzytać zębami i z bólem serca odwieszać upatrzoną zdobyć, bo mnie na nią nie stać xD.


W Rossmannie przytuliłam kolejne lakiery piaskowe Wibo. Połyskującym czerwonym (z lewej) zauroczyłam się z miejsca.

 

Trafiłam też na promocję kremu do ciała Isany z granatem i figą. Jestem od tego zapachu absolutnie uzależniona i nie mogłam przejść obojętnie obok obniżki, chociaż to tylko 2 zł... W domu zauważyłam, że na moim egzemplarzu nie widnieje informacja "edycja limitowana". Czyżby krem z granatem wszedł na stałe do asortymentu Rossmanna? Oby :)


piątek, 22 listopada 2013

Łupy kosmetyczne z promocji -40% na kolorówkę w Rossmannie



Wyczekiwana promocja w Rossmannie na całą kolorówkę w końcu ruszyła i potrwa do przyszłego czwartku. Nie miałam w planach dużych zakupów. Głównie interesowały mnie lakiery i tusze do rzęs (póki co dorwałam jeden, chociaż planuję zrobić "mały" zapasik na jakiś rok), a i tak spędziłam w drogerii prawie godzinę "macając" produkty, którym wcześniej zbytnio nie poświęcałam uwagi. Czar obniżki -40% działał na całkiem wysokich obrotach, ale ostatecznie rozsądek zwyciężył.

W koszyku znalazły się dwa lakiery piaskowe i jeden Wibo z błyszczącymi drobinkami. Skromnie. Kusił mnie czerwony Baltic Sand Lovely i kusi nadal, więc chyba się po niego wrócę :) Przy okazji capnę jeszcze jeden piasek Wibo, którego dzisiaj moja drogeria nie miała na stanie.


Piasek Wibo (4,19 zł), piasek Lovely (5,09 zł), Wibo (4,59 zł).


O zacności żółtego tuszu z Lovely naczytałam się wiele dobrego i postanowiłam w końcu go wypróbować. Podobno nadaje efekt podkręconych rzęs jak u lalki. Róż Wibo to już moje drugie opakowanie, lubię za odcień i niską cenę.

Tusz Lovely (5,39 zł), róż Wibo (5,79 zł).

czwartek, 21 listopada 2013

Łopian większy, naturalny pogromca łupieżu

Nie znam lepszego sposobu na szybkie pozbycie się łupieżu od wcierania w skórę głowy odwaru z korzenia łopianu. Jest to w 100% naturalny sposób, łagodny, nieinwazyjny zarówno dla skóry głowy jak i włosów. Przeciwłupieżowe właściwości łopianu większego w medycynie ludowej znane są od dawna. I naprawdę warto sięgnąć do tej starej metody, bo działa już od pierwszego użycia.

Łopian kocham miłością absolutną i jeszcze nie raz o nim przeczytacie. Ta wspaniała roślina zawiera  mnóstwo cennych substancji: białka, tłuszcze, olejki eteryczne, garbniki, dużo siarki i fosforu, witaminę C. Łopian większy jest wykorzystywany w kosmetyce i produktach do włosów, które mają wzmacniać cebulki, zapobiegać wypadaniu i likwidować łupież. 


W czym odwar jest lepszy od oleju łopianowego i alkoholowego maceratu?

Odwar ma przewagę nad wykonanym z korzenia olejem lub maceratem na bazie alkoholu, bo nie każda skóra głowy tolerują oleje i mocny alkohol. Olej może wzmagać wypadanie włosów, a alkohol podrażniać delikatną skórę. Natomiast odwar przygotowujemy na wodzie, więc nie ma ryzyka podrażnienia i wzmożonego wypadania przed dodatkowy składnik, który nam nie służy.

Łopian jako naturalny środek w postaci odwaru działa dużo lepiej i szybciej od każdego kosmetyku z tym składnikiem. Usuwa łupież już od pierwszej aplikacji. Mam bardzo wrażliwą skórę głowy, która bardzo łatwo podrażnia się szamponami i wystarczy, że zaaplikuję odwar dwa razy, a po łupieżu nie ma śladu. Ponadto odwar z korzenia łopianu nie podrażnia, bo jego działanie na skórę opiera się na kojeniu podrażnień. Dokuczliwe swędzenie szybko ustępuje.


Przygotowanie odwaru i sposób użycia

Łyżeczkę rozdrobnionych korzeni (do kupienia w sklepach zielarskich i aptekach) zalewany 100 ml ciepłej wody i gotujemy na małym ogniu pod przykryciem ok. 5-10 minut. Odwar odstawiamy na kolejne 15 minut. Potem przecedzamy.

Odwar aplikujemy na skórę głowy - robiłam to po umyciu włosów - wacikiem lub za pomocą butelki z atomizerem. Osobiście preferuję pierwszy sposób, bo jest dużo wygodniejszy i mam wrażenie, że dzięki wacikowi więcej płynu ląduje na mojej skórze.

Odwar dobrze jest stosować po każdym myciu włosów. Kuracja ciągła przynosi lepsze efekty.

wtorek, 19 listopada 2013

Brazylijskie pośladki z 30 Day Squat Challenge

Mieć pupę jak Latynoska, jędrne i uniesione pośladki, które przyciągają spojrzenia, nęcą i dodają kobiecości. Z taką pupą można się oczywiście szczęśliwie urodzić, w innym przypadku wystarczy odrobina wysiłku - rzucenie sobie wyzwania robienia przysiadów. Zatem zróbmy coś dobrego dla swojej pupy i bierzmy się za 30 Day Squat Challenge!




Co to jest 30 DSC?

Wyzwanie, a raczej 30dniowy trening polega na wykonywaniu danego dnia określonej liczby przysiadów. Zaczynamy od zrobienia 50 przysiadów, a kończymy na 250. Wydaje się, że to niewiele, prawda? Jak więc to możliwe, że po tak krótkich ćwiczeniach, trwających kilka minut, pośladki są wyraźnie podniesione, ujędrnione i zaokrąglone? Otóż cały sekret tkwi w pracy mięśni, które uaktywnia nic innego, jak robienie przysiadów.

Podczas wykonywania przysiadów pracują mięśnie pośladkowe, czworogłowe ud, stawy kolanowe i mięśnie głębokie jamy brzusznej, których nie wyćwiczymy robiąc brzuszki. Przysiady powodują umięśnienie kilku grup mięśniowych.

Czwartego dnia 30 DSC robimy mięśniom odpoczynek. W tym czasie, chociaż nie ćwiczymy, regenerujemy je i pozwalamy im się rozbudowywać.


Jak prawidłowo wykonywać przysiady?

Przysiady polegają na zginaniu kolan i prostowaniu się bez odrywania stóp od podłoża. Bardzo ważne jest, aby kolana w zgięciu nie przekraczały linii stóp i nie schodziły się do środka. Kolana powinny rozchylać się na boki (zobacz zdjęcie A). Robiąc przysiad wypinamy pupę do tyłu, a klatkę piersiową do przodu. Głęboki przysiad zwiększa efektywność ćwiczenia.  Przysiad wykonujemy powoli, nie spiesząc się.
Wbrew pozorom wcale nie jest to takie proste, ale ważna jest tu poprawność.


 Wypchnięta pupa, klatka piersiowa do przodu. Patrzymy przed siebie, przysiad w pozycji 90 stopni.

Jeśli się zmęczymy możemy na chwilę przerwać ćwiczenie i po chwili wznowić jego kontynuację. Możemy też podzielić dzienną porcję przysiadów na dwie lub trzy tury.


Efekty

Robiąc przysiady angażujemy aż 80% masy mięśniowej, co pozwala nam wyszczuplić i wyrzeźbić uda i pośladki. W mojej opinii jest to najlepsze ćwiczenie na nogi. Już po 14 dniach 30 DSC widziałam efekty. Usłyszałam nawet, że mam opuchniętą pupę ;D. Pupa, oczywiście, nie była opuchnięta tylko podniesiona i bardziej odstająca. Świetnie wyglądała w obcisłych spodniach i spódnicach.


Jeśli jeszcze nie próbowałaś 30 DSC to szczerze zachęcam. Ja powróciłam do wyzwania i jestem na 10 dniu :)

sobota, 16 listopada 2013

Szampon idealny - Farmona Herbal Care z łopianem

W końcu, po latach poszukiwań, testowania wielu różnorakich szamponów znalazłam swój ideał, który pokochały moje włosy, a co najważniejsze, także skóra głowy. Mogłabym w tym momencie odetchnąć z ulgą, gdyby nie fakt, że nie mogę tego szamponu nigdzie stacjonarnie kupić! Jak nie urok to... no pech...


Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Lauryl Sarcosinate, Propylene Glycol, Arctium Majus roqt Extract, Sodium Chloride, Inulin, Cetrimonium Chloride, Lauryldimonium Hydroxypropyl Hydrolysed Wheat Protein, Lauryldimonium Hydroxypropyl Hydrolysed Wheat Starch, Zinc PCA, Parfum, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, 2-Bromo-2Nitropropane-1,3-diol, Citric Acid, Disodium EDTA


Szampon ten należy do rodziny oczyszczających. Bazuje na detergencie SLES, nie posiada substancji powłokotwórczych, jest ziołowy. Czyli posiada wszystkie komponenty, które przy regularnym stosowaniu mogłyby podsuszyć mi włosy. Brałam to pod uwagę, ale dotychczas nie miałam styczności z żadnym szamponem z linii Herbal Care, więc ochoczo przystąpiłam do testów. Kto wie, może ten okazał by się strzałem w dziesiątkę?
I okazał się.


Opis producenta:
Szampon zawiera wyjątkowo łagodne substancje myjące na bazie kokosu, które doskonale oczyszczają i pielęgnują skórę głowy oraz włosy. Wyciąg z łopianu skutecznie usuwa łupież i zapobiega jego nawrotom oraz wyraźnie wzmacnia włosy. Dodatkowo naturalny prebiotyk chroni skórę głowy przed rozwojem patogennej flory bakteryjnej, bioaktywny cynk PCA stabilizuje pracę gruczołów łojowych i zapobiega przetłuszczaniu się włosów, a opatentowana kompozycja mikronizowanych białek pszenicznych przywraca włosom piękny, zdrowy wygląd


Działanie:
Mimo, że oczyszczający, sprawia wrażenie delikatnego. Moja skóra głowy pokochała go od pierwszego użycia, a to jest dla mnie najważniejsze. Jeśli szampon mnie podrażnia, zostaje automatycznie skreślony i nie ma mowy, bym kiedykolwiek ponownie na niego spojrzała. Bardzo polubiły go też włosy. Nie wysuszały się, nie plątały podczas mycia. Łopianowy Herbal Care ma bardzo przyjemny zapach, który kojarzy mi się z jabłkiem. Doskonale się pieni, mimo niezbyt gęstej konsystencji. Zawsze przy myciu z jego udziałem włosów wypadało mniej, co mile mnie zaskoczyło. 


Mam ochotę wypróbować inne warianty. Najbardziej kusi mnie wersja z żeń-szeniem i miłorzębem japońskim. Może one spiszą się równie dobrze, jak ich łopianowy brat.

wtorek, 12 listopada 2013

Jak czytać składy kosmetyków II - instrukcja dla początkujących. Skład odżywki i maski

Ta części dotyczy czytania składu odżywki i maski. Składowo między tymi dwoma produktami nie ma żadnej różnicy, ich podział jest tylko "słowny". Przyjęło się, że maski lepiej odżywiają i regenerują włosy, ale odżywki mogą mieć dużo bogatszy skład. Co wtedy? Taką odżywkę możemy z powodzeniem zastosować jako maskę pod czepek i ręcznik. Składy obu kosmetyków opierają się na tym samym: składnikach nawilżających, natłuszczających, emulgatorach, proteinach, ekstraktach roślinnych czy innych dodatkach.

W odżywkach i maskach stosuje się takie same składniki aktywne jak w szamponach, żelach pod prysznic, kremach do twarzy, serum czy balsamach. Po części posłużę się moim poprzednim postem o składzie szamponu, żeby nie pisać dwa razy tego samego ;)


SKŁAD ODŻYWKI I MASKI

  • Ekstrakty, oleje, masła i inne dodatki
Ich nazwy nie są chemiczne i bardzo łatwo rozróżnić je wśród innych składników.
Bogata odżywka i maska to taka, który powyższe składniki zawiera zaraz po wodzie lub nawet przed nią. Możemy się spotkać z kosmetykami, które zamiast wody mają sok z aloesu, olej, wodny roztwór z ziół lub owoców (tzw. hydrolat).
Pamiętajcie, im wyżej dany składnik znajduje się w składzie tym go więcej. I na odwrót.

Ekstrakty:
- posiadają końcówkę "extract" np. Aloe Vera Extract (ekstrakt z aloesu)

Oleje i olejki eteryczne:
- posiadają końcówkę "oil" np. Coconut Oil (olej kokosowy)
Tutaj uważajcie na Mineral Oil, który nie jest czystym olejem, tylko parafiną.

Masła:
- posiadają końcówkę "butter" np. Shea Butter (masło shea)

Oleje i masła w składzie klasyfikują odżywkę/maskę jako emolientową. Tworzą warstwę okluzyjną na włosie i zapobiegają ucieczce wody.

Alkohole tłuszczowe (jako emolient, nie mylić z "niedobrym" alkoholem):
- Cetyl Alcohol
-Cetearyl Alcohol

Proteiny:
Rozpoznamy je po słówku "protein", jednak duża większość protein posiada indywidualne nazwy.
- jedwab: Hydrolyzed Silk, Sericin, Silk Amino Acids
- keratyna: Hydrolyzed Keratin
- kolagen: Collagen
- proteiny mleka: Milk Protein, Hydrolyzed Milk Protein
Do protein zaliczany także: Ellastin, Arginine, Cysteine, Methionine, Yogurt, Egg

UWAGA! Proteiny w składzie pozwalają nam sklasyfikować maskę i odżywkę jako "proteinową". Warto zwracać uwagę na proteiny, by nie doprowadzić do sytuacji, gdy posiadamy np. 2 odżywki i 2 maski I WSZYSTKIE SĄ PROTEINOWE ;) Nadmiar protein we włosowej diecie może doprowadzić do stanu przeproteinowania, który objawia się przesuszeniem i może nawet doprowadzić do łamania się włosów.


Nawilżacze (przykłady):
Miód (Mel), kwas hialuronowy (Hyaluronic Acid), gliceryna (Glicerin), mleczko pszczele (Royall Jelly), panthenol (Panthenol), glikol propylenowy (Propylene Glycol), mocznik (Urea), aloes (Aloe Vera), Sodium Hialuronate, Sorbitol,

UWAGA! Z nawilżaczami wcale nie jest tak kolorowo. W domyśle mają nawilżyć włosy, ale z nimi także trzeba uważać i postępować z rozwagą. Wiążą wodę, ale są nieokluzyjne, czyli w przypadku dużej wilgotności powietrza będą pobierać wodę z otoczenia, a w przypadku niskiej wilgotności będą ją oddawać.

Uważajmy na odżywkę/maskę mocno humektantową (nawilżającą), w której jakieś nawilżacze lub choćby tylko jeden znajduje się wysoko w składzie. W warunkach ekstremalnej pogody ryzykuje to puchem.

  • Kondycjonery, czyli głównie silikony i inne substancje powłokotwórcze
Silikony:
Rozpoznamy je po końcówce "icone":
- dimeticone
- trimeticone
- simeticone
- dimeticonol
- amodemeticone
- trimethylsilylamodimethicone

Silikon zmywalny wodą: dimeticone copolyol
Silikony odparowujące (nie zostaną na włosach/skórze po wyschnięciu): cyclopentasiloxane, cyclohexasiloxane

Inne substancje powłokotwórcze:
- polyquaternium i quaternium
-pegi, ppegi (PEG, PPG + cyferka)
- polimery (Copolymer) rozpuszczalne w wodzie
- guar (Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride)
- guma guar


To głównie one są odpowiedzialne za szybsze przetłuszczanie się skóry, łupież, obciążenie, brak puszystości i przyklapnięte włosy.

  • Antystatyk
- Cetrimonium Chloride
- Behetrimonium Chloride


Antystatyki ułatwiają rozczesywanie, wygładzają, zapobiegają elektryzowaniu.

  • Filtr
 Zwykle jest to Benzophenone 4.
Filtr chroni włosy przed promieniowaniem i zapobiega depigmentacji koloru.

  • Alkohol
- Alcohol - może pełnić rolę konserwantu w produktach eco, ale jeśli jest wysoko w składzie może wysuszać
- Alcohol denat. - alkohol denaturyzowany, może wysuszać i lepiej nie zostawiać takiej odżywki/maski długo na włosach.

  • Konserwanty
Konserwanty powinny znajdować się na samym końcu składu, wtedy ich potencjał drażniący jest znacznie ograniczony.

Do konserwantów zaliczamy:
- wszelkie parabeny (Methyl Paraben ect.)
- konserwanty naturalne jak citric acid; z olejków eterycznych: Linalool, Limonene, Geraniol, Citronellol
- hydantoinę (DMDM Hydantoin)
- Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone
- Benzyl Salicytale
- Butyphnyl Methylpropional
- Potassium Sorbate


  •  Zapach (Parfume)
Podstawowa zasada, jeśli chodzi o zapach: wszystko, co znajduje się po zapachu jest w ilości znikomej! Zawsze, nawet jeśli zapach znajduje się wysoko w składzie.

Zatem, gdy bierzemy do ręki maskę wzmacniającą bazującą na różnych ziołach, ale zioła te znajdują się po zapachu, to znaczy, że ich ilość nie przekroczy 2% całego produktu. Jest to stanowczo za mało, aby nasze cebulki skorzystały z dobrodziejstwa ziół i dzięki nim się wzmocniły.

sobota, 9 listopada 2013

PŁUKANKA Z KAWY + EFEKT NA MOICH WŁOSACH (ZDJĘCIA)

Kilka dni temu rozpoczęłam ostrą walkę z wypadaniem i o porost nowych włosów. Wprawdzie na listopad nie przewidywałam zmasowanej zewnętrznej kuracji przeciw wypadaniu, ale po dokładnym zbadaniu czupryny stwierdziłam, że ilość baby hair jest niepokojąco mała. Stanowczo zbyt mała jak na możliwości moich cebulek.

W ruch poszła wcierka z cebuli i łopianu (klik) i płukanki z wzmacniających ziół - liści rozmarynu i orzecha włoskiego. Postanowiłam dodać do nich płukankę z kawy, która ze względu na zawartość kofeiny także pobudza włosy do wzrostu. Kawa pogłębia kolor ciemnych włosów i nabłyszcza.

czwartek, 7 listopada 2013

Domowa wcierka z cebuli i łopianu (porost + zagęszczenie włosów)


Ostatnie 2 tygodnie dały moim włosom w kość. Mocno stresujące dni sprawiły, że wypadanie, które praktycznie zostało opanowane, spotęgowało się. Traciłam nawet nowe włosy, a to boli najbardziej. Stres już wyeliminowałam, a wypadanie się trochę zmniejszyło. Jednak nie na tyle, by włosy trzymały się głowy. Muszą się też zagęścić i na tym mam zamiar skupić się najbardziej. W tym celu postanowiłam ukręcić domową wcierkę ze składników stymulujących wzrost nowych włosów.




Składniki:
50 ml wody brzozowej
10 ml wody różanej
3 łyżki soku z cebuli
3 łyżki odwaru z korzenia łopianu
4 krople kwasu hialuronowego



Taka ilość wcierki powinna mi wystarczyć na 14 dni codziennego wcierania. Po tym czasie zrobię nową porcję.

Woda brzozowa jest na alkoholu, więc wspomoże przenikanie przez skórę substancji aktywnych i zakonserwuje mieszankę. Wodę różaną dodaję dla nawilżenia (wcierka w połączeniu z alkoholem i sokiem z cebuli nie należy do najdelikatniejszych). Kwas hialuronowy wspomaga wzrost włosów i przenikanie składników w głąb skóry.  


Cebula zawiera w sobie duże ilości siarki (która pobudza krążenie krwi i zmniejsza stany zapalne), witamin z grupy B, cynk. Spożywana wewnętrznie jak i stosowana zewnętrznie wzmacnia włosy i zapobiega ich wypadaniu. Może także przyczynić się do zmniejszenia przetłuszczania się włosów.

Łopian większy najwięcej właściwości leczniczych posiada w korzeniu. Jest on bogaty w taninę, proteiny, inulinę oraz olejki eteryczne, garbniki, sole mineralne i witaminy. Korzeń łopianu w postaci płukanki, odwaru, oleju hamuje wypadanie włosów, likwiduje łupież i wzmacnia cebulki.


Przygotowanie soku z cebuli:
Cebulę ścieramy na tarce i rękoma wyciskamy z niej sok.

Przygotowanie odwaru z korzenia łopianu:
Łyżeczkę rozdrobnionych korzeni zalewany 100 ml ciepłej wody i gotujemy na małym ogniu pod przykryciem ok. 10 minut. Odwar odstawiamy na kolejne 15 minut. Potem przecedzamy.


Jestem bardzo ciekawa efektów. Zwykle już po 2 tygodniach wcierania zauważam wysyp nowych włosów. Ciekawe jaki osiągnę przyrost po miesiącu kuracji.

wtorek, 5 listopada 2013

Plan pielęgnacji włosów w listopadzie



Plan jest konkretny i wprowadza do mojej włosowej pielęgnacji kilka nowości - odżywkę DeBa, szampon Joanna Rzepa i płukankę z liści orzecha włoskiego. Liczę na samą siebie, że sprostam wyzwaniu ;D Bo przede wszystkim chcę się zmobilizować do robienia płukanek, które przecież mają zbawienny wpływ na włosy (a zioła tylko leżą i się kurzą...).


1. Mycie


- Szampon Joanna Rzepa

2. Odżywki i maski



- Maska Bingo z shea (emolientowa)
- Maska Bingo ze spiruliną i keratyną (proteinowa)
- Odżywka DeBa z olejem arganowym (emolientowa)
- Balsam Babuszki Agafii na łopianowym propolisie (emolientowa)

To będzie miesiąc płukanek, dlatego wszystkie silikonowe odżywki na ten czas odstawiam w kąt.

3. Oleje



- olej z pestek winogron
- mieszanka oleju kokosowego i oliwy z oliwek
- olej migdałowy

Głównie mam w planach olejowanie na odżywkę (klik), bo ten sposób daje u mnie dużo lepsze rezultaty od nakładania oleju solo.

4. Płukanki



- z octu jabłkowego
- z rozmarynu
- z liści orzecha włoskiego

5. Odżywianie od wewnątrz


- picie siemienia lnianego - 1 łyżka ziarenek zmielonych na świeżo
- Silica - tabletki wzmacniające włosy, skórę i paznokcie
- picie 1 łyżki oleju lnianego

6. Inne



- Puder Heenara, czyli indyjskie zioła
- keratyna - będzie lądowała w maskach przed myciem i po myciu
- Jedwab Green Pharmacy - zabezpieczacz końcówek