poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Obiecane zdjęcia po podcięciu włosów

Wczoraj w końcu znalazłam (dosłownie!) kilka minut na zrobienie paru zdjęć. Nie było czasu na łapanie dobrego światła, więc jedno wyszło trochę prześwietlone. Nie chciałam używać lampy, to efekt jest jaki jest, ale przynajmniej włosy widać ;).
Jak czupryna mi wyschnie, to później zrobię jeszcze zbliżenie na końcówki.




Skręt nie był niczym wspomagany. Jestem strasznym leniem jeśli chodzi o stylizację. Nie dotykałam pianki ani żelu od 2 miesięcy. Wstyd. Ale moje włosy falują same z siebie i chyba właśnie to mnie skutecznie demotywuje ;D.


Wieki miną zanim zrównam krótsze boki. Poleciały 2 cm, ale podcięcia na długości właściwie nie widać. Końcówki się wizualnie zagęściły, ale to nie jest jeszcze to, czego chciałam.




Zabiegi pielęgnacyjne, jakie wtedy poczyniłam:

Olejowanie: Oliwka BDFM 
Mycie: Szampon łopianowy Herbal Care
Odżywka d/s: Balsam Babuszki na łopianowym propolisie nałożony na ok. 5 minut
Odżywka b/s: Kallos Color

sobota, 19 kwietnia 2014

Nowości: szampony Herbal Care i nowy olej

Muszę się usprawiedliwić z braku zdjęć "po podcięciu". Biegam jak kot z pęcherzem, włosy fruwają za mną, nieraz ubrudzone w mące czy posklejane miodem. Obiektyw by pękł na ten opłakany widok ;D. Dlatego pokażę Wam moje ostatnie zakupy. Wybrałam się do E.Leclerca po zakupy jedzeniowe i oczywiście musiałam przytargać stamtąd coś do włosów ;) 




Na ziołowe szampony Herbal Care przerzuciłam się już dobre kilka miesięcy temu. Nie "masakrują" mi skóry głowy (i to w dosłownym tego słowa znaczeniu), same włosy też je lubią. Jestem wierna wersji z łopianem, ale tym razem postanowiłam wypróbować także wariant z lnem. Co więcej, szampony pojawiły się w nowych butelkach o nieco większej pojemności. Skład pozostał na szczęście bez zmian.

Olej z orzecha laskowego chodził za mną od dawna. Oliwka BDFM nieoczekiwanie dobiła dna, więc poczułam, że to jest ten moment, by brać się w końcu za orzech! 12,99 za półlitrową flaszkę to całkiem intratny interes. Mogę go wręcz lać na włosy... a także do gardła ;)




Po odkręceniu nakrętki bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie nakładka. Otwór w szamponach Herbal Care jest spory i nie zawsze udaje mi się wylać na dłoń odpowiednią ilość. Dzięki nakładce dozowanie produktu jest o wiele łatwiejsze.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Podjęłam "męską" decyzję: będzie cięcie. Dużo zdjęć

Kilka dni temu zarzekałam się, że nie dotknę nożyczek przynajmniej do końca maja, a tu zmiana decyzji o 180 stopni. Moja przyjaciółka nie bez powodu każde moje twarde postanowienie komentuje: aha, jeszcze ci się to zmieni. Hehe, dobrze mnie zna ;)

Wyhodowana długość włosów: 71 cm mierzone centymetrem od linii włosów na czole, czyli włos za cyc. Długość mi się podoba, dążę do jeszcze dłuższych, tylko te końcówki... Są już bardzo przerzedzone, czego może na pierwszy rzut oka nie widać, bo mam w miarę gęste włosy, a fale dodatkowo wizualnie zwiększają ich objętość. 
Zawsze miałam fioła na punkcie gęstych i przyciętych równo jak od linijki końców :). Z tego powodu jestem rozdarta, bo przecież podcinając często włosy nigdy nie uda mi się ich zapuścić. Ale postanowione! Dzisiaj łapię za nożyczki i poleci kilka centymetrów. Efekt udokumentuję jutro ;).

Moje włosy w całej okazałości:

 
 Końcówki po lewej stronie: tragedia.Cienkie i przez to lekkie.




Jakkolwiek bym nie ułożyła włosów te końce zawsze wyglądają, jak potargane ogonki.


 Zostało jeszcze trochę cieniowania.


Dzisiaj pozbędę się 2 cm. Za kilka tygodni prawdopodobnie podetnę drugie tyle. Zejdę z cieniowania, wyrównam włosy i może na powrót końce staną się gęste (bez prześwitów) i ciężkie. Będą straty w długości, ale jestem w stanie ponieść tę ofiarę, byleby pozbyć się tych lichelców. Mam nadzieję, że z moim arsenałem wcierek szybko odzyskam utracone centymetry, by móc dalej ciachać i ciachać bez skończenia z fryzurą na pazia ;)




A tu w dziennym świetle.

Żadnych rozdwojeń, aż żal ciąć, ale po zrównaniu będą się ładniej układać przy tej długości.






Chwała temu, kto dobrnął do końca ;).

wtorek, 15 kwietnia 2014

Wcierkowy arsenał do walki o zagęszczenie włosów


Od 22 marca sumiennie wcieram odżywkę Jantar. W tydzień włosy podrosły aż 1 cm. Zawsze osiągałam dzięki tej wcierce ładny przyrost (3 cm/mies.) i sporo babyhair. Zużyłam już połowę 100 ml buteleczki i jak widać na powyższym zdjęciu w kolejce czekają następne produkty do przyspieszania porostu. Arsenał na kilka miesięcy wcierkowania ;D.


Po Jantarze zabieram się za odżywkę Anna ze skrzypem, a po niej spróbuję z wierzbownicą.

























Jakiś czas temu zmagałam się z lekkim wypadaniem włosów i opornym odrastaniem nowych. Nigdy wcześniej nie miałam problemów z porostem. Być może było to spowodowane noszeniem krótszej fryzury, przy której odrastające włosy widoczniej zagęszczały czuprynę. Od jakiś 8 miesięcy noszę prawię tę samą długość 68-71 cm mierzone od linii czoła, co przy moim wzroście (158 cm) daje włosy w długości za biust. Nawet ciągle pojawiające się nowe bejbiki nie mają szans w kilka miesięcy podrosnąć do takiej długości, więc końce straciły na gęstości. Zwłaszcza, że przestałam je regularnie podcinać - czyli co 1,5 miesiąca po 2-3 cm.

Takim sposobem włosy przy głowie są 4x gęstsze niż te na końcach.

Czeka mnie obcięcie jeszcze jakiś 5-6 cm, żeby jako tako zrównać włosy, ale nie potrafię się na to zdecydować ze względu na zdrowe końce i brak rozdwojeń. Podoba mi się obecna długość, a za jakieś 3 cm będę zadowolona z niej w jakiś 90% ;). Myślę, że gdy uda mi się przyspieszyć przyrost choćby do tych 2,5 cm/mies., to znowu zabiorę się za podcinanie końcówek raz na 2 miesiące. 

Kto się przyłącza do akcji wcierania? :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Planeta Organica odżywka rokitnikowa + nowości

Dzisiaj taki krótki post "na szybko", bo czasu mam niewiele. Recenzowany kosmetyk jest w końcowej fazie testów, więc wyrobiłam już sobie o nim opinię, a w razie gdyby coś się zmieniło, to edytuję posta.

Całkiem sporą odlewkę odżywki rokitnikowej Planeta Organica otrzymałam od Eter. Jej włosy się z nią nie polubiły, a moje wręcz pokochały od pierwszego użycia ;) Co więcej, strasznie chciałam wypróbować tę odżywkę, ale gdy robiłam zamówienie na rosyjskie kosmetyki akurat była niedostępna. A tu taka niespodzianka, dziękuję kochana! :)





Moja opinia

Odżywka jest gęsta i wystarcza niewiele, by pokryć całe włosy (długość do połowy pleców). Już w czasie spłukiwania czuję niesamowity poślizg i wygładzenie, które utrzymuje się w czasie schnięcia, jak i po całkowitym wysuszeniu włosów. Moje fale dzięki odżywce rokitnikowej są dociążone, śliskie, sypkie i takie jakby chłodne w dotyku. Znika także problem puszenia się kilku kosmyków z wierzchu. Odżywka daje radę okiełznać moje niepokorne czasem włosy.
Nie nakładałam jej na skórę głowy, chociaż ładny skład do tego zachęca. 
Na wstępie tego posta napisałam, że jestem w końcowej fazie testów. Kosmetyk stosowałam jak typową odżywkę na kilka minut po umyciu włosów szamponem. Chcę sprawdzić, jak zadziała nałożona na dużo dłuższy czas pod czepek i ręcznik. Liczę, że dociąży jeszcze bardziej i wzmocni skręt :)


Nowości



Przybyło mi głównie ziół do płukanek. Z zielem bylicy bożego drzewka, wierzbownicą i kwiatem czarnego bzu nie miałam dotąd przyjemności. Jestem bardzo ciekawa jak zadziałają na moich włosach.
Skusiłam się też na odżywkę do skóry głowy Anna ze skrzypem. Skład króciutki, jak w przypadku wody brzozowej i dodatkowo posiada kwas salicylowy, który będzie fajnie złuszczał i odświeżał skórę. Wcierka była taniutka, kosztowała niecałe 6 zł za 200 ml.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Vichy Capital Soleil Emulsja matująca SPF 50 najlepszym filtrem ever

Znalazłam filtr idealny. Wątpię, by jakikolwiek inny kosmetyk z tej rodziny mógł zrobić na mnie tak piorunujące wrażenie, jak Vichy Capital Soleil Emulsja matująca SPF 50. Stosowany w okresie jesień-zima filtr Uriage Hyseac SPF 50+ był dobry, ale niestety posiadał kilka mankamentów, za które nie ma szans dostać się w moim rankingu na pozycję top of the top.

Na twarz filtrów używam przez cały rok. Początkowo było to wymuszone stosowaniem retinoidów, a jak wiadomo, przy takiej kuracji bez wysokiej ochrony przeciwsłonecznej ani rusz. Obecnie robię to z przyzwyczajenia i komfortu psychicznego. Nasz klimat nie wymaga stosowania filtrów z faktorem 50 czy nawet 50+, ale jak już wspomniałam, byłam zmuszona po taki sięgnąć. I tutaj zaczęły się lekkie drgawki ze strachu przed nałożeniem na twarz grubej warstwy czegoś, co może nie chcieć się ładnie wchłonąć, co gorsza zapchać skórę, wałkować się pod podkładem i przy wysokich temperaturach po prostu spłynąć ;P.

Buszowałam po internetach aż natrafiłam na opinie o nowym filtrze wypuszczonym na rynek przez Vichy - wersji matującej o faktorze 50. Do tanich ten filtr nie należał, ale udało mi się go dorwać w aptece Ziko za jedyne 33 zł.

Recenzje miał bardzo dobre, więc ochoczo przystąpiłam do testowania. Nałożyłam na twarz sporą ilość filtra, a ten wchłonął się do matu (!) w mgnieniu oka. Na skórze nie wyczuwałam żadnego irytującego filmu, więc właściwie od razu mogłam przystąpić do nakładania podkładu na nos i policzki (stosuję go tylko w tych rejonach). Mojego Burżuja 10 Hours Sleep Effect rozsmarowałam bez żadnych problemów, gładko i szybko. Co najlepsze, podkład świetnie zgrał się z filtrem i nie potrzebowałam go niczym dodatkowym matowić. Cera pozbawiona była dodatkowego błysku i natłuszczenia, jakie otrzymywałam stosując inne filtry. Po pierwszym użyciu byłam oczarowana.
A jak filtr zachowywał się po kilku godzinach? Faktycznie matował na długi czas. Miałam nawet wrażenie, że lepiej utrzymywał podkład na skórze, który tak łatwo nie schodził z twarzy, co nagminnie miało miejsce przy stosowaniu Uriage Hyseac.
W Vichy są bardzo stabilne filtry, nie destabilizują się po nałożeniu podkładu. Stosowałam go przez okres wiosna-lato razem z retinoidami i nie dorobiłam się nawet jednego przebarwienia. Nie zapchał mojej skłonnej do tego skóry, dzięki czemu moje zauroczenie nim przerodziło się w płomienną miłość. Jest to dla mnie filtr doskonały pod każdym względem. Rozwiał moje wszelkie obawy związane z filtrami o wysokim SPF.

Niestety, jak to w życiu, było zbyt pięknie, więc musiało się... Jeszcze przed końcem lata filtr nagle zniknął ze wszystkich aptek. Chodziły słuchy, że firma przerwała produkcję i wznowi ją dopiero na sezon wiosna-lato, czyli właściwie za rok! Mamy kwiecień 2014 i filtra póki co jeszcze nigdzie nie uświadczyłam. Nie rozumiem dlaczego tak się stało. Apteczny filtr powinien być dostępny w sprzedaży przez cały rok. Albo chociaż jego wersja o niższym faktorze, bo takowa też była. Gdybym wiedziała, że tak się stanie, zrobiłabym zapasy.
Teraz żyję nadzieją, że Vichy Capital Soleil Emulsja matująca powróci do aptek.


Używacie filtrów? Znalazłyście swój ideał? A może był nim Vichy?