środa, 16 marca 2016

NIEDZIELA DLA WŁOSÓW, PŁUKANKA Z KORZENIA PRAWOŚLAZU

Tytułowej płukanki byłam ciekawa już od dawna, dlatego jak tylko przypomniałam sobie o istnieniu korzenia prawoślazu w trakcie składania zamówienia w aptece, wrzuciłam jedno opakowanie do koszyka i po kilku dniach ochoczo przystąpiłam do pierwszych dziewyczych testów. Niestety, mój entuzjazm szybko opadł, gdy włosy przypomniały mi, że niespecjalnie przepadają za "śluzowatymi" płukankami :P (ta z glutka lnianego była totalnym niewypałem, ale wtedy też włosy były na etapie innej porowatości).

Ostatnio także ponosi mnie z olejowaniem, bo chcąc szybko wykończyć dawne zapasy, olejuję włosy codziennie, aż nastąpi moment krytyczny, gdy po wysuszeniu włosów odkrywam, że ich nie domyłam :p Takim sposobem tej niedzieli zaliczyłam włosową porażkę :p






Wszystko poszło nie tak, jak to sobie zaplanowałam, chociaż zaczęłam pełna zapału od naolejowania włosów indyjskim ojekiem Bringraj, który przetrzymałam na włosach całą noc. Staram się go szybko wykończyć mimo że z efektów olejowania tym olejkiem jestem bardzo zadowolona. Wcześniej, gdy miałam średnioporowate włosy Bhringraj lubił je puszyć, teraz je wygładza, nabłyszcza i nadaje elastyczność.
Rano przystąpiłam do przygotowania płukanki prawoślazowej. Jedną łyżeczkę korzenia prawoślazu zalałam szklanką ciepłej wody i gotowałam przez około 15 minut, aż korzeń puścił śluz. Odcedziłam płyn i rozrzedziłam go dwoma szklankami chłodnej wody.
Bardzo dokładnie umyłam włosy szamponem Ziaja, Intensywny kolor. Porządnie wymasowałam pianą całą długość, a potem wymoczyłam końcówki w szamponie spienionym metodą kubeczkową (do małego kubka wlewam odrobinę szamponu i dolewam ciepłej wody prawie do pełna; robię końcówkom dodatkową kąpiel, bo tylko dzięki temu ograniczam ryzyko skończenia z posklejanymi kosmykami, co zresztą widać na zdjęciu). Tym razem nawet to nie pomogło :c Muszę ograniczyć częstotliwość olejowania, tylko kiedy zużyję te wszystkie oleje? :d
We włosy wmasowałam porcję maski Kallos, Blueberry i spłukałam po 2 minutach, a na koniec wypłukałam je w płukance z korzenia prawoślazu.
Po wysuszeniu włosy były lekko szorstkie w dotyku, choć  końcówki były jednocześnie niedomyte (zwłaszcza od spodu) i po kilku godzinach pojawił się mały puch. Być może dam jeszcze szansę tej płukance i połączę ją z rozmarynem, który moje włosy wręcz kochają, i po którym zawsze prezentują się bardzo efektownie, przynajmniej w moim odczuciu :p


Jak tam Wasze niedziele? :)

3 komentarze:

  1. Może wszystko poszło nie tak, ale chociaż ładnie zapozowały do aparatu :)
    Zapraszam serdecznie na konkurs na moim blogu, w którym możesz wygrać 3 maski Planeta Organica: ajurwedyjską, marokańską oraz toskańską. Więcej znajdziesz tutaj:
    http://wlosy-of-tyska.blogspot.com/2016/03/konkurs-15-29-marca-3-maski-planeta.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)

      Twoje rozdanie jest tak kuszące, że się skusiłam :D Zawsze chciałam wypróbować te maski. Może w końcu uda mi się coś wygrać :d

      Usuń
  2. Ale nawet mimo BHD bardzo fajnie się falują :)

    OdpowiedzUsuń