wtorek, 6 sierpnia 2013

O stylizatorach, których używam

Wczoraj odpuściłam stylizację i moje upierdliwe wierzchnie warstwy postanowiły się zbuntować. Jak zdążyłam zauważyć, panujące upały ryzykują niezłym puchem, a moje włosy dodatkowo koncertowo się rozprostowały. Dzisiaj pokornie wróciłam do stylizatorów i jest to dobra okazja napisania Wam, jakich używam oraz jak stylizuję swoje włosy.



Stylizator nakładam po rozczesaniu umytych włosów. Najpierw wgniatam w kosmyki z wierzchu, skupiając się na długości od ucha w dół. W przypadku żelu to ok. łyżeczki, a pianki pół garści. Następnie, wisząc głową w dół kilka razy dociskam kosmyki do głowy - przy tej czynności podwajam ilość stylizatora. Jak widzicie, jest to bardzo proste i trwa dosłownie chwilę.


Joanna, Żel mrożący

Po wyschnięciu jest jak beton. Odgniatam, odgniatam i odgniatam, a tu końca nie widać, a raczej nie czuć! Żel długo nie chce puścić, a niekiedy "suchary" czuję cały dzień, ale za to bardzo dobrze utrwala moje fale. W połączeniu ze słabszym żelem sytuacja jest podobna, muszę się trochę namęczyć, by wszystko odgnieść.

Znalazłam na niego inny sposób i wgniatam ilość zbliżoną do groszka, czasami trochę więcej, rozcieram w dłoniach i daję tylko na wierzchnie warstwy i trochę od spodu - zależy jak machnę rękoma. A dół pomijam. Taka ilość pacyfikuje te moje fruwające kosmyki i włosy cały dzień nie tracą objętości ani nie zbijają się w kolonie.






Bielenda, Żel do włosów GRAFFITI bardzo mocny z odżywką

Mój ulubieniec! Jest słabszy niż wyżej wspomniana Joanna, ale jego stylizacyjne właściwości świetnie sprawdzają się na moich włosach. Mimo że nakładam go bardzo dużo (około łyżki) prawie wcale nie tworzą się "sucharki", nie mam więc czego odgniatać, ha!
Włosy nabierają super objętości, skręt jest zdefiniowany, a włosy są elastyczne.














Pianka Nivea Volume

Im dłuższe mam włosy tym pianka daje słabsze utrwalenie. Ale póki męczę się z cieniowaniem najważniejsze dla mnie jest okiełznanie "fruwajców" i w tym przypadku pianka spisuje się bardzo dobrze. Potrafi całkiem nieźle podbić skręt i jest bardzo przyjemna w aplikacji (taka jedwabista). Zwiększenia objętości nie zauważyłam ani razu. Ba, gdy użyję mocno emolientowej lub silikonowej maski po myciu, pianka ta potrafi mocno obciążyć mi włosy.

Dopiero, gdy nakładam niewielką ilość (pół garści) na wierzchnie warstwy, pomijając dół udaje mi się osiągnąć efekt "volume" - nie jest to raczej zasługa pianki, bo moje włosy w naturalny sposób osiągają ładną objętość niezależnie od tego, czym myję i odżywiam. 

Efekt po stylizacją ta pianką możecie zobaczyć tutaj







Pianka Isana Locken (wersja z prostowłosą panią na opakowaniu)

Dlaczego napisałam, że używam wersji z prostowłosą panią na opakowaniu? Otóż, w Rossmannach możemy spotkać się z dwoma różnymi opakowaniami i nie jest to przypadek. To stara i nowa wersja. Na opakowaniu nowej widnieje pani z kręconymi włosami, skład zaś jest zupełnie niewarty uwagi ze względu na detergent, którego nikomu nie polecałabym zostawiać na włosach. A pianką przecież mamy stylizować!

Co do efektów - podobne, jak po piance Nivei. Właściwie ciężko mi doszukać się konkretnych różnic i podobieństw. Może jedynie Isana konsystencją przypomina bardziej piankę i trzeba ją dobrze wgnieść we włosy, bo nie wsiąka tak błyskawicznie jak Nivea.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz