sobota, 17 sierpnia 2013

Biurowe nożyczki tak samo dobre jak fryzjerskie

Dziś będzie o podcinaniu włosów w domu. Zwykłymi nożyczkami.

Od lat moją nadworną fryzjerką jest moja mama, która tak po prawdzie nie znosi podcinać mi końcówek, ale no cóż... musi, bo jej jedynej ufam, że zetnie tyle, ile będę chciała. Chociaż czasem zdarzy jej się omsknąć o jeden centymetr za dużo, który... i tak wychodzi mi na dobre, bo skoro wiecznie schodzę z cieniowania, to wypadałoby zejść z niego szybciej niż męczyć się z nierównymi warstwami :P

Nie zliczę ile razy ciachałam swoje włosy przez ostatnie lata. Gdyby robił to fryzjer, prawdopodobnie musiałabym sprzedać własną nerkę, by mieć na to fundusze. A tak, zaoszczędziłam naprawdę dużo pieniędzy i mogłam zmieniać fryzury do woli. Sama nauczyłam się cieniowania i warstwowania i co najlepsze, zawsze uzyskiwałam efekt, o jaki mi chodziło. 

W nożyczki zainwestowałam zawrotną kwotę 4 zł - biurowe Stainlessy z długimi i cienkimi ostrzami. Zrobiłam interes życia decydując się na ich kupno, bo od dwóch lat spisują się na medal. Są ostre, tną naprawdę świetnie i nie miażdżą włosów. Widać to dobrze po końcówkach, które są gładko ucięte i nie rozdwajają się w szybkim czasie po podcięciu. 




Nie chciałam inwestować pieniędzy w specjalne nożyczki fryzjerskie, ze względu na ich wysoką cenę. Zaufałam taniutkim Stainlessom, bo od dawna jestem przekonana się, że włos można obciąż także zwykłymi nożyczkami - oczywiście, od nowości przeznaczonymi tylko do cięcia włosów! Polecam je z całego serca!

2 komentarze:

  1. znalazłam Twój blog przez przypadek i na pewno zostanę na dłużej :) będę zaglądać!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń