piątek, 17 stycznia 2014

Co o cieniowaniu sądzą moje włosy

Skręt
Jedyny jako taki pozytyw jaki widzę w pocieniowanych włosach, dlatego od niego zaczynam.
Warstwy i cieniowanie potrafią sprawić, że moje włosy kręcą się zdecydowanie lepiej, wyżej.  A kręcić się potrafią całkiem konkretnie i to same z siebie, nawet pieczołowicie rozczesywane po umyciu i dodatkowo wygładzane dłońmi w czasie schnięcia. Niestety nie mam sztywnego skrętu, nigdy o niego specjalnie nie dbałam, więc wystarczy, że zawinę włosy w tzw. ślimaka, by się rozprostowały i wygładziły. Albo pójdę spać i obudzę się z kudłami pod plecami.

Moje włosy się kręcą, ale po użyciu różnych kosmetyków ten skręt bywał raz taki, raz siaki. Nieraz bardzo mocno kręciła mi się lewa strona, gdy prawa wykazywała jedynie leniwą chęć falowania. Bywało jednak gorzej... gdy kręciła się góra, a dół pozostawał prosty.

Objętość
Kto nie słyszał tej fryzjerskiej mantry: jak pocieniujemy, to zrobi się ich więcej? Może przy głowie, ale nie na końcach... Wiszące kikuty, to o nich będzie mowa. Nie potrafię żyć z przerzedzonym dołem, a taki właśnie uzyskuję, skazując moje włosy na nieszczęsne cieniowanie. Przy długich włosach, jakie głównie nosiłam i noszę to się zupełnie nie sprawdza. Wycieniowana końcówka traci włos na długości i robi się cienka. Co innego przy stopniowaniu, ale nie o tym mowa.

Fryzjer
Musiałabym chyba poświęcić całe życie na poszukiwania fryzjera, który potrafiłby pocieniować moje włosy bez wiszącego ogona, bez przerzedzonego dołu i, co najważniejsze, bez tracenia na długości 20 cm. Po tym, co spotkało mnie w kwietniu ubiegłego roku, bałabym się jak ognia znowu usiąść na fotelu w salonie i wypowiedzieć słowa: proszę wycieniować.

Odświeżanie fryzury
Cieniowanie wymaga częstego odświeżania. Moje końcówki potraktowane takim cięciem szybciej się niszczą, a pozostawione samopas (mimo zabezpieczania) i nietykane nożyczkami robią się niemiłe w dotyku i odstają na wszystkie strony. 
Gdy dopadało mnie wypadanie włosów, fryzura szybko traciła kształt, a cięcie traciło swą estetyczną linię. Nikt przecież nie chce wyglądać, jakby wpadł pod kosiarkę. Na pewno nie ja, z moją obsesją na ich punkcie ;). Poprawianie cieniowania było wtedy nie lada wyzwaniem. Wystarczyło omyłkowo zebrać do cięcia zbyt grube pasmo, by powstała we włosach "dziura"i kolejne mysie ogonki. Oto przykład takiej nieprecyzyjnej ręki fryzjerki i bielma na oczach (poprosiłam ją właśnie o delikatne odświeżenie):


Włosy nie posiadają tutaj żadnej linii cięcia. Od łopatek w dół nadają się tylko do ścięcia, przez te dziury po bokach i ogon na środku pleców, który wygląda jak doczepiony. 
Tak, chciałam uśmiercić tę fryzjerkę.

A tutaj włosy po mojej interwencji (po 5 miesiącach i podcięciu kilkunastu centymetrów końcówek):



Krótsze boki sporo podrosły (jak całe włosy), przestały odstawać i zaczynały się zlewać z dłuższym dołem. Sukcesywnym podcinaniem przez te 5 miesięcy likwidowałam wiszący kikut i udało mi się zagęścić dolną partię włosów.


Zdecydowanie łatwiej życie mi się z włosami jednej długości :)
A Wam?

1 komentarz: